„Dusza wampira” to ósmy z kolei tom z serii „Bractwo czarnego sztyletu”. W książce poznajemy trzy różne historie, które z pozoru wydają się zupełnie nie połączone ze sobą.
Pierwsza z nich dotyczy Ghroma i Beth, którzy jako para królewska muszą zmierzyć się z kłopotami wywoływanymi przez glymerię – wampirzą arystokrację; oraz z udaremnianiem zamachów na Ghroma. Jakby tego było mało, spełnia się dawna przepowiednia Vhrednego i wamirzy król całkowicie traci wzrok. Z początku nie może się z tym poradzić i czuje się jak w klatce własnego ciała. Jednak bardzo szybko zdaje sobie sprawę, że bez wzroku nadal pozostały mu inne zmysły, a dodatkowo zyskuje nowego sprzymierzeńca.
Kolejną parą bohaterów jest Mordh i Ehlena. On w połowie jest symphatą, czyli wampirem potrafiącym manipulować wolą i emocjami innych, to uboga pielęgniarka, której rodzina wywodzi się z arystokracji, jednak popadła w biedę z powodu nieszczęśliwego zbiegu wypadków. Tą dwójkę zaczyna łączyć gorące uczucie, którego sielanka zostaje przerwana przez szantażystkę z przeszłości Mordha. W tym samym czasie jego klub wylatuje w powietrze i wszyscy myślą, że on zginął w tym wybuchu. Jedynie Ehlena cały czas czuje, że jej ukochany nadal żyje i jest przetrzymywany w kolonii symphatów. Przekonuje ona Bractwo aby pomogli jej uwolnić Mordha. Razem z nimi na wyprawę wyrusza Xhenex.
To właśnie ona jest bohaterka kolejnej historii. Dziewczyna również należy do tej samej rasy co jej najlepszy przyjaciel. Dodatkowo zaczynają rodzić się w niej uczucia do Johna Matthew’a, który jest członkiem Bractwa czarnego sztyletu. Pomimo, że chłopak też czuje coś do Xhex, to ich relacje nie należą do idealnych. Jednak wszystko się zmienia, gdy dziewczyna nie powraca z wyprawy. John domyśla się, że została uprowadzona Lasha, wampira który przeszedł na stronę reduktorów.
Muszę przyznać, że autorka doskonale połączyła wszystkie te historie w jedną spójną całość. Wszystkie decyzje jakie podejmują bohaterowie mają znaczący wpływ nie tylko na tok fabuły, ale także na rozwój całej akcji.
Akcja jest tutaj naprawdę bardzo szybka i żywa, autorka dużo więcej miejsca poświęciła na wątki rodem z urban fantasy, a mniej jest w książce seksu. Dzięki takim zabiegom czytelnik nigdy nie wie co go spotka gdy przekręci kartkę. Natomiast fabuła została skonstruowana w doskonały sposób, początkowo można odnieść wrażenie, że panuje w niej chaos z powodu ciągłego przeskakiwania pomiędzy poszczególnymi historiami. Jednak bardzo szybko przed czytelnikiem wyłania się spójny i klarowny obraz tego co autorka chciała przekazać.
Co do języka używanego przez autorkę to jest on bardzo prosty, a chwilami wręcz pełen wulgarnych zwrotów. Nawet przy opisach scen erotycznych J.R. Ward nie uciekała się do żadnych poetyckich porównań. Według mnie chciała w ten sposób pokazać czytelnikom jak prymitywne potrzeby żądzy i zaspokajania potrzeb kierowały wampirami w tych chwilach. Jednak pokazała również jak ważne jest dla nich aby partnerka również czuła się zaspokojona i aby wiedziała, że jest w tym wszystkim najważniejsza. Myślę, że taki styl dodaje książce pikanterii i czyni ją znacznie ciekawszą.
Zastanawia mnie tylko użycie litery „h” we wszystkich imionach. Nie wiem na ile jest to zabieg autorki, a na ile inwencja tłumacza.
Jak dla mnie świetnym pomysłem okazało się podzielenie wampirów na różne odrębne rasy. Z takim podejściem spotkałam się po raz pierwszy, w tej części poznajemy symphatów, a zżera mnie ciekawość czy autorka wprowadzi jeszcze inną rasę. Z całą pewnością sięgnę do poprzednich tomów i do kolejnych, które zostaną wydane. Książkę polecam każdej miłośniczce paranormal romance.