Minęło sporo czasu, zanim sięgnęłam po drugi tom nowej serii Johna Flanagana, czyli całkiem popularnej „Drużyny”. Jak pamiętacie, akcja dzieje się w tym samym uniwersum, co najpopularniejsza seria autora – „Zwiadowcy”. Różnica polega na tym, że w „Drużynie” mowa jest o zupełnie innym kraju i bohaterach.
Już po pierwszym przeczytanym rozdziale zaczęłam się zastanawiać, skąd właściwie wzięła się ta długa przerwa? Wystarczyło, że na nowo zanurzyłam się w świecie Skandian i już było dla mnie jasne, jak bardzo za nim tęskniłam. Prosta, nieskomplikowana fabuła, wyraziści i dobrze wykreowani bohaterowie, łatwy w odbiorze język i masa przygód na morzu – tego mi właśnie brakowało. John Flanagan na nowo obudził we mnie radość płynącą z czytania jego powieści, z których jeszcze żadna mnie nie zawiodła.
Poprzednia część, „Wyrzutki”, zakończyła się zwycięstwem Czapli w rozgrywkach drużynowych. Drużyna Hala w nagrodzie dostąpiła zaszczytu warty honorowej przy największym skarbie Skandian – Andomalu… i lekkomyślnie pozwoliła, by załoga pirata Zavaca ukradła klejnot i uciekła z nim na morze. Potępione Czaple zostały zdegradowane, a Erak, dowódca Skandian, zamierzał zarekwirować statek Hala, aby jeszcze bardziej go ukarać. Nie zdążył, bowiem dzielny dowódca Czapli szybko skrzyknął drużynę i w towarzystwie ich mentora, Thorna, ruszył w rozpaczliwą pogoń za piratami.
Fabuła „Najeźdźców” w dużej mierze skupia się na morskiej przygodzie Czapli. Są więc i niebezpieczne sztormy, i nieprzespane noce pod gołym niebem. Młodzi Skandianie na własnej skórze doświadczają trudów i znojów podróży, ale wrodzone przywództwo Hala trzyma ich w ryzach. Na początku dziwiłam się, dlaczego Thorn pozwolił Halowi dowodzić, ale po kilku sytuacjach, w których Hal wykazał się mądrością i uratował drużynę, czy to od rozpadu, czy to od niebezpieczeństwa, zmieniłam zdanie. Chłopak zdecydowanie wydoroślał i w pełni zasługuje na rolę skirla. Na dodatek wciąż eksperymentuje, wykorzystując swój intelekt i wprowadzając w życie kolejne modernizacje statku, a nawet jego uzbrojenia. Jest to jawna deklaracja jego niesłabnącej chęci odbicia Andomala, bowiem statki Skandian służą głównie do przewozu ludzi i nie są uzbrojone same w sobie (Skandianie owszem). Hal najwyraźniej zdaje sobie sprawę z tego, że odzyskanie klejnotu wiązać się będzie z walką z piratami i stara się przygotować do tego swoich niezaprawionych w bojach przyjaciół. Sam również nie posiada w tym doświadczenia, więc tu liczy akurat na pomoc Thorna.
Możemy podzielić książkę na dwie części: pierwsza dotyczy morskiej podróży i treningu Czapli na jednej z wysp, druga zaś opisuje najazd piratów na Limmat i próbę jego odbicia. Ta druga część jest niezwykle emocjonująca i obfituje w akcję, przez co zaciekawiła mnie dużo bardziej niż pierwsza. Na dodatek właśnie wtedy pojawia się nowa bohaterka, Lydia, w której dostrzegam spory potencjał i liczę na to, że jej postać znacząco rozwinie się w serii. Muszę przyznać, że zebrawszy wszystko w jedną całość, otrzymuje się całkiem ciekawą i przede wszystkim spójną opowieść, która zaciekawi nie tylko młodszych czytelników, ale i tych troszkę starszych (do których sama się zaliczam). Flanagan to flagowy twórca książek dla młodzieży, lecz jego styl i niekończące się pomysły na ciekawą, wciągającą fabułę, pozwalają mi uznać go za twórcę książek dla każdego – pod warunkiem, że chce się je czytać. Ja już nie pierwszy raz podkreślam, że Flanagana bardzo lubię. I cieszę się, że Jaguar rozpromował go na taką skalę w naszym kraju. Jego cudowne książki wspaniale rozjaśniają szarzyznę tego kraju i ubogą półkę z książkami dla czytelników w wieku 12-15 lat.
Przykro mi to mówić, ale choć drużynę stanowi kilka osób, to jednak na pierwszy plan i tak wysuwają się Hal, Thorn i Stig. Od czasu do czasu możemy zwrócić uwagę na Ingvara, ale na tym kreacja bohaterów się kończy. Pozostali chłopcy zostali zepchnięci w cień tych bohaterów, których osobowości autor chciał najwyraźniej zaakcentować. Z jednej strony to dobrze, bowiem mamy pewność, że postaci te będą dobrze zaprezentowane, a ich osobowości bogate i zróżnicowane, ale z drugiej strony szkoda, że rozwój tych osób okupiony jest rozwojem pozostałych bohaterów, którzy według mnie również zasługują na szansę.
Niestety, coraz bardziej widoczny jest też dla mnie schemat pisania, na jakim opiera się Flanagan. Hal to tak naprawdę Will, Thorn to replika Halta, a Lydia to kopia Evanlyn… Nie, żeby jakoś bardzo mnie to denerwowało, ale wydaje mi się, że pisarza z głową pełną pomysłów stać na dużo więcej.
„Najeźdźcom” nie mam nic więcej do zarzucenia. Język jak zwykle mnie oczarował i dał mi możliwość patrzenia na wydarzenia oczami wyobraźni. Powieść napisana jest w sposób niezwykle plastyczny i obrazowy, więc nietrudno wyobrazić sobie jej fabułę. Brakowało mi dłuższych opisów, ale zdaję sobie sprawę z tego, że nie one są dla autora priorytetem. Nawet jeśli to dialogi grają w „Najeźdźcach” główne skrzypce, to nie można odmówić im tego, że są zabawne, życiowe i idealnie dopasowane do stylu powieści.
Bardzo się cieszę, że nareszcie mogłam zapoznać się z drugą częścią serii „Drużyna”. Tym bardziej cieszę się, że już niedługo ukaże się trzecia część, zatytułowana „Pogoń”! „Najeźdźcy” to książka napisana w sposób drobiazgowy i niezwykle przemyślany, dzięki czemu czyta się ją z przyjemnością i bez poczucia przeciążenia treścią. Co najważniejsze, bohaterowie powoli dorastają i stają się coraz ciekawsi. Uwielbiam zapał Hala i upór Ingvara, a Thorn – choć gburowaty – jest dla mnie najlepiej wykreowaną, nadal kryjącą w sobie tajemnice, postacią. Gorąco polecam Wam tę książkę, a sama zacieram ręce na myśl o kolejnej książce z serii.
Ocena: 5/6