Podejrzewam, że pani J. K Rowling nie koniecznie trzeba przedstawiać. Szczególnie znana zapewne jest wśród grona młodzieży z całego świata, żyjących tworem jej wyobraźni.
„Harry Potter i kamień filozoficzny” to wstęp do wielkiej siedmiotomowej przygody, którą pewnie wielu z nas już przebyło. Jednak ktoś jeszcze nie wszedł do tej krainy, za Chiny nie może powiedzieć co to takiego Hogwart , Olivander, ulica Pokątna czy Hogsmeade i nie jest pewny czy koniecznie chce wiedzieć, zapraszam do mojej recenzji… może kogoś przekona.
Tak więc zacznijmy od wstępnych stron:
Książka na samym początku, jest niestety momentami nudna. Gdy pierwszy raz ją czytałam miałam wtedy jakieś osiem – dziewięć lat i myślałam, że nie dotrwam do końca pierwszego rozdziału. Szczęśliwie, ta sztuka mi się udała i po tym ciężkim wejściu do lektury mogła już się radować przyjemnością zgłębiania historii Pottera. Zresztą nie tylko ja, bo Harry jest jak taki dobry wirus, który bardzo szybko się roznosi. Żeby nim zarazić wystarczy parę stron przeczytać na głos i już młodsze rodzeństwo bije się, kto pierwszy może zacząć sam zgłębiać świat magii.
Opowieść o sierocie, wychowywanej przez jedenaście lat przez wredne wujostwo, które dość, że okłamuje ją w kwestii pochodzenia i śmierci rodziców, to jeszcze traktuje jak śmiecia stała się częścią mojej duszy.
W żadnym innym tomie nie ma tyle rozdziałów poświęconych Dursleyom. Dzięki nim uświadamiamy sobie jak wyglądało życie tego dziecka – worek treningowy ciotecznego brata, sprzątaczka ciotki i popychadło wuja.
Urodziny, które dla każdego dziecka są miłym wydarzeniem, w jego przypadku stanowią kolejny normalny dzień, w którym jak zawsze zresztą o jego obecności pamięta się tylko wtedy, gdy trzeba coś zrobić.
Właśnie na przykładzie tego dnia widać różnicę traktowaniu Harry’ ego i Dudleya. Syn Petunii i Vernona dostaje masę rzeczy, których pewnie nigdy nie użyje plus wycieczka do zoo, gdy główny bohater książki może liczyć co najwyżej na starą skarpetę bądź wieszak.
O prócz tego oczywiście listę czynności, które należy wykonać:
Umyj to, wytrzyj tamto, pomaluj tu, zamieć tam… Czy tak powinno wyglądać dzieciństwo?
Sądzę, że na to pytanie nie musze odpowiadać.
Kto by pomyślał, że takie zachowanie wujostwa chłopca bierze się z czystego strachu, gdyż chłopiec nie jest taki jak inni. Dzieją się wokół niego rzeczy dziwne : peruki zmieniające nagle kolor, znikające szyby, gadające węże… były to odchylenia od normy, których wujostwo zdecydowanie nie aprobował, przy tym nie miało zamiaru tłumaczyć Harry’ emu dlaczego tak się dzieje.
Jak każde nieszczęśliwe dziecko chłopiec wyobraża sobie, że należy do innej , rodziny, że blizna w kształcie błyskawicy to nie wynik wypadku samochodowego, tylko jakiś innych wydarzeń… i w sumie bardzo się nie myli.
Wyjaśnienie wszystkiego co dotąd działo się w jego obecności następuje wraz ze zbliżaniem się daty jego jedenastych urodzin. Harry zaczyna dostawać bardzo dokładnie zaadresowane listy( na kopercie jest imię i nazwisko, numer domu, nazwa ulicy i … jego klatka pod schodami, w której spał), których niestety nie może przeczytać, gdyż udaremnia mu to wujostwo. Trzeba przyznać, że w tym temacie wykazali się wielką wytrwałością.
Na szczęście dla chłopca, w dniu jego jedenastych urodzin list dostarcza mu pół-olbrzym Hagrid. Tak rozpoczyna się jego wejście w ten drugi świat, świat magii bo jak się okazuje jest on czarodziejem.
J.K Rowling sprawia, że razem z chłopcem przemierzamy ulice Londynu w poszukiwaniu ulicy Pokątnej, poznajemy Rona i Hermionę, gramy w quidditcha, dowiadujemy się kim jest Voldemort i co zrobił Lily i Jamesowi, uczymy się w Hogwarcie i zgłębiamy tajemnicę kamienia filozoficznego.
Moją uwagę najbardziej ze wszystkich magicznych rzeczy zamieszczonych przykuło zwierciadło Ain Eingarp, w którym widzimy nasze największe tęsknoty… ciekawe co ja bym tam zobaczyła?
Autorka w sposób iście magiczny daje nam odskocznie od rzeczywistości. Ja sięgam po Harry’ego zawsze gdy życie da mi kopa, jest to dla mnie najlepszy eliksir na zły dzień – w końcu nic tak nie relaksuje jak walka z plugawym wrogiem jakim jest Lord Voldemort.
Życie naszego bohatera zaczyna się wypełniać, wreszcie ma przyjaciół i kolegów, czego nie mógł doświadczyć w świecie mugoli ze względu na Dudleya, który mu to skutecznie udaremnił. Ma też, żeby nie było za nudno i idyllicznie wrogów jakimi są Draco Malfoy i cała reszta ślizgonów.
Oprócz zwykłego życia szkolnego, które jest bardzo ciekawe - kto z nas nie chciałby zamiast matmy uczyć się transmutacji albo eliksirów? – chłopiec odkrywa siebie, staje się bardziej pewny, nabiera charakteru. Nie jest już zabawką do pomiatania w domu Dursleyów, jest czarodziejem, którego szanuje cały świat.
Jeśli ktoś chce zgłębić magię tkwiącą w stronicach tej książki, śmiało zanurzcie się w świat Harry’ego Pottera, w świat Chłopca, który przeżył.
P.S:
Na końcu polskiego wydania został umieszczony Słowniczek dla dociekliwych, jak dla mnie bardzo mądry pomysł. Gdy byłam młodsza, jeszcze w podstawówce, sama sobie taki stworzyłam na podstawie tego z Harry'ego utrwalając swoją wiedzę o młodym czarodzieju i otaczającym go fascynującym świecie - wspaniałe ćwiczenie dla jeszcze nie wyćwiczonej w pisaniu ręki oraz głowy, która nie tworzy zbyt logicznych zdań;)