O ile dobrze sobie przypominam, z urban fantasty miałam niewiele do czynienia, bo tylko z książkami Ilony Andrews, w których przepadłam bez pamięci. Nie jest to gatunek tak chętnie przeze mnie czytany jak chociażby antyutopie czy steampunk, jednak jako, że jest to fantastyka, to zdecydowanie mu nie odmawiam. Opis „Dotyku ciemności” nie brzmiał dla mnie wybitnie zachęcająco, jednak zainteresował mnie na tyle, że zapisałam tę książkę w swoich czytelniczych planach. Podeszłam do niej z entuzjazmem, jednak jak wiadomo, w każdym gatunku zdarzają się powieści lepsze i gorsze. Do tej drugiej grupy muszę niestety zaliczyć książkę Karen Chance.
Cassandra Palmer to jasnowidzka, która potrafi komunikować się ze światem zmarłych. Pewnego dnia otrzymuje wiadomość – nekrolog, który informuje ją, że za kilka godzin ma zginąć. Wampir, od którego niegdyś uciekła, ściga ją i pragnie jej śmierci. Z trudem odzyskany spokój zostaje pogrzebany pod gruzami nadchodzącego niebezpieczeństwa, a Cassie zmuszona jest poprosić Senat wampirów o pomoc, za którą, oczywiście, będzie musiała zapłacić.
Przyznaję szczerze, że być może ze zbyt wielkim entuzjazmem podeszłam do tej książki, co niestety odbiło się na moich odczuciach wobec niej. Przeliczyłam się, choć nie czytałam wcześniej żadnych recenzji „Dotyku ciemności”, gdyż bałam się, że przy pisaniu własnej opinii zgubię gdzieś subiektywizm i będę kierowała się tym, co napisali inni czytelnicy. W pewnych momentach przyłapywałam się na tym, że mimowolnie porównuję tę powieść nieco do serii Ilony Andrews, którą szczerze uwielbiam, a kilka ostatnich kartek chciałam już po prostu przerzucić, żeby zakończyć czytanie.
Główna bohaterka tej książki, Cassandra, jest dla mnie niezwykle nieporadną postacią. Przez początek „Dotyku ciemności” miałam wrażenie, że z niczym nie potrafi sobie poradzić, nie umie odnaleźć się w sytuacji, a każdy inny zmuszony jest ją chronić i ratować jej życie. Oczywiście w kilku sytuacjach wykazała, że potrafi o siebie zadbać, jednakże ze względu na moce, które są jej przypisane i które ją chronią, gdy znajdzie się w niebezpieczeństwie. Nie jest to jednak zależne od niej, przez co niestety muszę uznać, że Cassie to jedna z gorszych bohaterek książkowych, z którymi przyszło mi się spotkać.
Akcja tej powieści pędzi jak szalona, wydarzenia próbują się prześcignąć i tak naprawdę w całej książce znalazłam tylko jeden moment na złapanie oddechu i rozeznanie się w sytuacji, gdyż wcześniejsze momenty skutecznie mi to uniemożliwiały. Wydawać by się mogło, jakby Karen Chance chciała włożyć w tę powieść jak najwięcej akcji, jak najwięcej wydarzeń, jakby gonił ją czas. Jest to pierwsza książka, w której tak wiele razy się gubiłam w aktualnych wydarzeniach, kompletnie nie mogłam się na niej skupić i mnóstwo razy zadawałam sobie pytanie: „co właściwie miało teraz miejsce?”. Dużym problemem okazały się te momenty, w których Cassandra przenosi się w czasie. Choć jest to jeden z moich ulubionych motywów w literaturze, to w tej książce niezbyt umiejętnie wykorzystany, gdyż to właśnie wtedy najczęściej się gubiłam.
W „Dotyku ciemności” pojawia się kilka odwołań historycznych, nie tylko pod względem wspomnień danych bohaterów, umiejscowionych w określonej epoce, a również przez wzgląd na bohaterów historycznych, którzy się tutaj pojawiają. Pamiętam, że pierwszy raz z takim zabiegiem (sławne postacie wcielające się w bohaterów) spotkałam się w książkach „Kroniki Imaginarium Geographica” Jamesa A. Owena i wówczas byłam tym głęboko zachwycona, przede wszystkim dlatego, że była to dla mnie duża nowość. W przypadku lektury Karen Chance nie urzekło mnie to, głównie poprzez fakt, w jaki sposób bohaterowie ci zostali przedstawieni. Natomiast same nawiązania do wydarzeń historycznych okazały się być czymś bardzo przyjemnym, co naprawdę mi się spodobały.
Żeby nie było, że „Dotyk ciemności” ma same minusy, bo to absolutnie nie jest prawdą. Fabuła zasługuje na duże uznanie, jednak gdyby pomysł napisania tej książki przejął ktoś, kto zająłby się tym w odpowiedni sposób, powstałaby jedna z lepszych książek, jakie mogłabym przeczytać. Pomijając główną bohaterkę, reszta postaci zasługuje na uznanie, gdyż miałam wrażenie, że są przedstawieni w zdecydowanie głębszym świetle, niż Cassandra. Jakby autorka, być może mimowolnie, w lepszy sposób zgłębiła ich charaktery, całkowicie pomijając główną postać, o której tak naprawdę nic nie wiem. Także język tej powieści jest prosty i przyjemny, jednak tocząca się akcja pozostawia niestety wiele do życzenia.
Nie chcę przeczyć swojej recenzji i zachęcać do przeczytania tej książki inne osoby, chociaż sama nie byłam z niej zachwycona, jednak jestem pewna, że znajdą się tacy, którym powieść ta może się spodobać. Wbrew pozorom „Dotyk ciemności” zmotywował mnie do zgłębienia gatunku, jakim jest urban fantasy, jednak czy sięgnę po drugi tom? Zapewne tylko po to, żeby nie zostawiać tej serii niedokończonej. A nuż 2 tom okaże się być lepszy i naprawdę mi się spodoba?