Zimne serca to dopiero 3. powieść Gunnara Staalesena wydana w Polsce. Tworzy ona wraz z innymi książkami cykl powieści powiązanych osobą Varga Veuma. Od 1977 r. pisarz stworzył ich już piętnaście, nie licząc powieści poza serią. Każdą z książek przetłumaczono na dwanaście języków. Kilka z powieści sfilmowano. Filmy z Veumem w roli głównej cieszą się sporym zainteresowaniem i dużym uznaniem skandynawskiej krytyki. Varg Veum jest prywatnym detektywem. W Zimnych sercach spotykamy go jako mężczyznę po pięćdziesiątce, mającego za sobą trzydzieści lat pracy zawodowej, nie tylko jako detektyw. Przez wiele lat pracował także w opiece społecznej, ma więc wyjątkowe predyspozycje do pracy detektywa i zna się na ludziach oraz na ciemnych stronach natury ludzkiej. I tu widzę pewne podobieństwo do mankellowskiego Wallandera – zmęczony, styrany życiem, częściowo wypalony, samotny detektyw po 50 -tce. Uwielbiam Wallandera i być może dlatego Varg Veum także przypadł mi do gustu.
Pewnego dnia u detektywa zjawia się prostytutka. Zleca mu ona odszukanie swojej przyjaciółki, która zaginęła kilka dni wcześniej. Szybko okazuje się, że dziewczyna zaginęła zaraz po tym, jak odrzuciła jednego z klientów. Ten okazał się mężczyzną bardzo agresywnym, inna kobieta, która przejęła zlecenie, wróciła niesamowicie skatowana.
Śledztwo żwawo posuwa się na przód. Okazuje się, że zaginiona pochodzi z patologicznej rodziny. I w tej patologii tkwi źródło jej problemów. W trakcie prowadzonego śledztwa wielokrotnie ta teza znajduje niestety potwierdzenie. Detektyw natrafia niespodziewanie na całą rzeszę rozmaitych świadków i podejrzanych.
I tu ogromne brawa dla autora, stworzył niesamowicie wprost różnorodną galerię postaci. Na kartach Zimnych serc wierzcie mi, znajdziecie niezłą ludzką menażerię.Autor serwuje nam na prawdę psychologiczno – społeczną jazdę bez trzymanki. Czytając o wszystkich problemach, niepowodzeniach ich genezie i świrach, których na kartach książki nie brak, czułam się, jak na kolejce górskiej.
Bardzo ciekawy i unikalny jest sam Varg. Jest on bowiem nietypowym detektywem, jest detektywem filozofującym. A tak! Staalesen bardzo umiejętnie moim zdaniem w tok prowadzonego śledztwa wplótł filozoficzne i egzystencjalne rozważania śledczego.
Dot. one głównie stanu norweskiego społeczeństwa, postępowania i charakteru poszczególnych osób oraz ogólnie pojętego życia. Porusza także ważne tematy społeczne, jak np. przemoc seksualna, alkoholizm etc.
Jest to więc swoisty kryminał z przesłaniem, odrobinę umoralniający, wskazujący właściwą drogę. Ukazuje także wszystkie wypaczenia systemu prawnego i opieki społecznej w Norwegii. Ukazuje również, jak zbytnie (pseudo troskliwe) zaangażowanie w los biżniego może przynieść więcej szkody niż pożytku. Czyli potwierdza powiedzenie...nadgorliwość gorsza od...
Jednak w Zimnych sercach nie śledztwo jest najważniejsze, a cała jego otoczka, którą tworzą ludzie, ich problemy i konsekwencje podjętych decyzji.Autor ustami i przemyśleniami detektywa oskarża społeczeństwo – za milczenie, za udawanie, że nic się nie dzieje, za lekceważenie cierpienia i strachu innych, za niezgodne z prawem wykorzystywanie władzy i pieniędzy. Oskarża społeczeństwo norweskie, które jego zdaniem często, zbyt często zachowuje się, jak te trzy małpki, z których jedna nic nie widzi, druga nic nie słyszy, a trzecia nic nie mówi. Czy to wam nie przypomina naszego społeczeństwa –ile jest takich przypadków, że nikt z sąsiadów nie reaguje na krzyki, na bicie,na sińce, na strach w oczach dziecka czy doroslego, a pożniej...póżniej jest już za póżno.
Z tego powodu jest to bardzo dobra proza i świetna książka z morałem i przesłaniem.
Mam nadzieję, że za jakiś czas zostaną przetłumaczone pozostałe tomy z Vargiem Veumem w roli głównej