Po "Dopóki mamy twarze" sięgnęłam parę miesięcy po tym, jak przeczytałam o tej książce na jednym z blogów. Recenzja pewnej dziewczyny (nawet nie pamiętam kto to był) bardzo przyczyniła się do decyzji o zakupie właśnie tej książki. Drugim czynnikiem, który wpłynął na to, że akurat ta powieść znalazła się na mojej półce był kompletny brak czegokolwiek interesującego w miejscowej księgarni, albo ja rzeczywiście byłam zbyt zmęczona zakupami i chciałam kupić już co kolwiek, ale jak widać powyżej książka jest naprawdę dobra i nie żałuję ani złotówki - zresztą nawet ładnie prezentuje się na półce:)
W starożytnej krainie Glome, gdzie czci się krwawą boginię Ungit, dorastają dwie królewskie córki: piękna i tak brzydka, że zakrywa twarz welonem. Gdy na królestwo spadają plagi i nieszczęścia, świątynia Ungit żąda krwawej ludzkiej ofiary, która ma odwrócić gniew bogini. Ofiara zostanie złożona tajemniczej Bestii, mieszkającej w cieniu Szarej Góry. Oczy kapłanów Ungit zwracają się na mieszkańców Pałacu…
Na samym początku, nawet jeszcze nie znając treści lektury, gdy tylko zobaczyłam okładkę pomyślałam, że to pewnie jakieś romansidło, albo ckliwa powieść, czy wyciskacz łez - zdjęcie właśnie na to wskazywało. Jednak, zobaczywszy nazwisko autora uciekły mi wszystkie przypuszczenia. Pewnie niektórzy, albo większość kojarzą C. S. Lewisa i jego sławną na cały świat "Opowieść z Narnii", albo chociaż kojarzą ekranizację. Ja sama przeczytałam dość dawno (niestety tylko pierwszą część) jego "arycydzieło" i muszę powiedzieć, że facet potrafi nieźle pisać, jednak nie wiem, czy kiedykolwiek wrócę do tamtych bohaterów; już wolę zagłebiać się i zatracać w książkach pokroju tej, o której właśnie piszę...
Po kilkunastu stronach byłam dość zirytowana tym, że praktycznie nic się nie dzieje, a główna bohaterka zaczyna mnie drażnić i bałam się, że w końcu nie wytrzymam. Wszystko zmieniło się po kolejnych kilku stronach, kiedy akcja powieści się ustabilizowała, a wszystko ułożyło się w zgrabną i ciągłą całość - aż przyjemnie było czytać! Cała koncepcja i pomysł na książkę jest rewelacyjny i nietuzinkowy - mamy boginię, którą czczą z pozoru wszyscy, mamy pięknych i bogatych, ale również brzydkich i ubogich; istnieje podział na klasy. Pojawiają się również morderstwa, tz. ofiary ludzkie dla "dobra ogółu".
W "Dopóki mamy twarze" są przedstawione różne rodzaje miłości. Możemy obserwować, jak uczucia bohaterów, a zwłaszcza głównej bohaterki, zmieniają się wraz z tym, jak ona dojrzewa i zmienia się. Poznajemy razem z nią, co to takie złość, gniew, ból, determinacja, desperacja i chęć naprawy, ale również niemożliwa pewność siebie i wiara w swoje możliwości. Książka zawiera wiele problemów i dylematów, które targają człowiekiem - o zazdrości, ale również szczęściu z czyjegość powodzenia; o miłości bezgranicznej, takiej, która wtapia w osłupienie i obłudę. Najważniejszą kwestią jest chyba jednak wiara i akceptacja drugiego człowieka takim, jakim on jest - bez względu na wszystko.
W utworach wspaniałego C. S. Lewisa można dostrzec płynność języka i zgrabne poruszanie się w świecie słów i upiększających środków stylistycznych, ale również świetnych opisów sytuacji, jak i przeżyć. Bardzo podoba mi się również wydanie książki - pierwszy raz (chyba) mam przyjemność z tym wydawnictwem i naprawdę jestem zadowolona. Ogromny plus dla nich, za obszerną, jak na lekturę, biografię autora, z której dowiedziałam się wielu ciekawych faktów z życia Lewisa. Zdecydowanie polecam!