✨RECENZJA PATRONACKA✨
Kochani, dziś przybywam z recenzją cudownej historii, którą miałam przyjemność i zaszczyt objąć patronatem medialnym. Styl autorki jest niezwykle przystępny, pełen barw, lekki i zgrabny, co sprawia, że trudno było mi się oderwać od tej historii. Ukazuje niezłomną kobiecą siłę, nie dopuszczającą do załamania i stanowiącą bodziec do podejmowania działań.
“Dom w kapeluszu” to historia Mai, która dobija do czterdziestki i ma osiemnastoletnią córkę, pracę i męża. Za sprawą, którego jej poukładane życie zostaje wywrócone do góry nogami. Mąż informuje ją, że ma inną kobietę, żąda rozwodu i każe jej się wyprowadzić. Lili ich córka, ma żal do ojca i postanawia wyprowadzić się razem z mamą. Sytuacja wręcz jest beznadziejna, ale z pomocą przychodzi jej starsza siostra. Obie zostają przez nią przygarnięte i zamieszkują z jej rodziną na wsi. W tej samej wsi mieszka też matka jej byłego męża Gustawa. Można by się obawiać, ale nie jest to teściowa z przysłowiowych kawałów. A Maja dzięki wsparciu rodziny i byłej już teściowej odnajduje w sobie dawną siebie i rozpoczyna drogę pełną wyzwań.
“Dom w kapeluszu” to ciepła opowieść z humorem, o podnoszeniu się z kolan po rozwodzie. O budowaniu życia od nowa, o odnajdywaniu siebie i patrzeniu na życie z innej perspektywy.
Rozwód jest zawsze traumą, zwłaszcza jeśli poświęci się siebie i swoje marzenia dla drugiej strony. Maja robiła wszystko by jej małżeństwo było udane i nawet nie zorientowała się kiedy została zdominowana i stłamszona przez męża. A następnie wystawiona na śmietnik jak stary mebel. Zrezygnowanej i zagubionej kobiecie przychodzi z pomocą siostra, a potem była teściowa Maria. Tak, tak teściowa nie jest w tej historii wcale harpią. Babcia Lili to bardzo ciepła i serdeczna postać, która daje obu kobietom wsparcie i wyciąga do nich pomocną dłoń. Owszem daje Maii prezent, który przysparza jej troszę zmartwień, ale ją motywuje do działania i otwiera przed nią kolejne możliwości.
To Bibi (Maria) uświadamia jej, że kiedyś była przebojowa i miała marzenia, a jej syn zrobił jej wielką krzywdę.
“ - Porażka?! - wykrzyknęłam na głos. - Przecież gdybym nie rozwiodła się z Gustawem, to nigdy nie odważyłabym się na budowę domu i założenie własnej firmy. A teraz… Proszę bardzo. - Zaparkowałam pod bramą. - Jeszcze się okaże, że za jakiś czas postawię mu szampana w ramach podziękowania, że mnie wykopał ze swojego życia. - Zachichotała, rozbawiona swoim odkryciem.”
Historia ta ma bardzo piękne przesłanie - pokazuje jak wielką moc ma rozmowa. W każdej jednej płaszczyźnie naszego życia. Jak wielką moc ma przyjaźń i wsparcie, dzięki którym można przenosić góry. I tak naprawdę nie ma problemu, którego nie da się rozwiązać. Wystarczy dobrze się rozglądać, nie odtrącać pomocnej dłoni i podnieść dumnie głowę do góry. Warto walczyć o marzenia, a wiek to tylko liczby. Miłość można spotkać w najmniej spodziewanym miejscu i momencie życia.
Przeszkody - tzw. “kłody pod nogami” w życiu? Cóż.. mogą pojawić się na każdym etapie życia, ale to tylko my decydujemy czy one pokonają nas czy my pokonamy przeszkody.
Dzięki tej historii można inaczej patrzeć na życie. Ona wręcz uczy patrzeć na życie.
Tytuł tej ciepłej historii pasuje do niej idealnie, a jego symbolika jest wspaniała. Jego interpretację jednak pozostawię wam. Jednak zanim zaczniecie się nad nim zastanawiać, musicie przeczytać tą historie.
Zakończenie opowieści jest piękne i otwarte, co stanowi możliwość kontynuacji. A ja po cichutku na to będę liczyć….
Przepiękna i cudowna historia na zimowy wieczór. Święta tuż, tuż, więc może być idealnym prezentem pod choinkę.
Droga Arleto dziękuje Ci za tą historię.