Marilynne Robinson to autorka kilku powieści. Jedną z jej najnowszych pozycji jest wydana w 2014 roku powieść „Dom nad jeziorem smutku”. Wydało ją wydawnictwo M. pozycja ta zdobyła nagrodę Fundacji Hemingwaya.
Ruth wraz z siostrą zostały podrzucone babci. Matka postanowiła zostawić je swojej matce, a potem popełniła samobójstwo. Ruth i Lucille spędzają z babcią całkiem udane miesiące. Jednak, gdy kobieta po pewnym czasie umiera trafiają pod opiekę ciotek – samotnych starych panien, które nie mają pojęcia, jak zająć się dziećmi. Szansę ucieczki widzą ciotki w odnalezieniu siostry matki dziewczynek, która od jakiegoś czasu zmienia miejsca zamieszkania. To jej chcą zostawić dziewczynki. Opieka Sylvie wybawiłaby je od przykrego obowiązku, który spadł na ich barki. Gdy w końcu młoda kobieta pojawia się w domu rodzinnym, ciotki uciekają następnego dnia. Sylvie jest dla dziewczynek dobra, opowiada im różne historie i kupuje piękne ubrania. Pozwala im wagarować, nie złości się, chociaż często robi dziwne rzeczy. Szczególnie siostrze Ruth to przeszkadza. Nie chce skończyć jak zwariowana ciotka. Ciągle wytyka jej błędy, widzi zaniedbania i odkrywa nienormalne zachowania – siedzenie po ciemku, spanie na ławce, gromadzenie rzeczy. Lucille podejrzewa, że jej siostra robi się taka sama – milcząca i wycofana Ruth zaczyna jej przypominać zbzikowaną Sylvie.
Ruth jako narratorka ogranicza się do opisu tego, co zaobserwuje. Bardzo mało mówi o sobie i swoich uczuciach. Dopiero pod koniec książki dowiadujemy się o tym, co myśli. Sporo za to dostajemy informacji o jej rodzinie – tylko o matce i opiekunkach, ale też o dziadkach i ciotkach. Ruth zna historię rodziny i chętnie o niej mówi.
Język jest prosty, ale bardzo staranny. Wiele tu narracji, mało dialogów. W treści znajdziemy odniesienia m.in. do Biblii. Pojawiają się też piosenki, książki i postacie, które dla polskiego czytelnika mogą być niejasne, dlatego dostały przypisy od redakcji. To prosty, ale bardzo przyjemny zabieg, który ułatwia czytanie.
Podczas czytania miałam wrażenie, że jezioro smutku nie jest tylko w tytule. Wiele kwestii poruszanych w książce było przepełnione smutkiem, nawet pechem, który przynosił potem smutek. Treści tu zawarte nie należą do prostych – problemy rodzinne, trudy wychowania i dorastania, choroba psychiczna, która wprost nie jest nazwana, ale przebija gdzieś z tła zachowań poszczególnych bohaterów. Mimo wszystko dziewczynki wydają się zadowolone z sytuacji, w której się znalazły i ich zachowanie wydaje się nieodpowiednie do sytuacji.
Moim zdaniem książka ta jest warta uwagi. Nie jest to jednak prosta opowieść z rodzinną sielanką w tle. Bardzo dobrze się ją czyta, ale to smutna lektura.
Komu polecam? Na pewno tym, którzy chcą spotkać się z ciekawą, ale wymagającą lekturą. To opowieść o rodzinie, która wiele przeszła. W tle mamy jezioro, które naprawdę daje smutną atmosferę dla powieści. Poza tym spodoba wam się to, że nie happy end jest tu nieco inny, na pewno mniej standardowy.