Norweska autorka odwiedziła pięć postsowieckich państw w Azji Środkowej: Turkmenistan, Kazachstan, Tadżykistan, Kirgistan i Uzbekistan. Jak sama pisze, kraje te są kompletnie nieznane mieszkańcom Zachodu i zadaniem książki było ich przedstawienie i opisanie. Mimo że książka się nieco zestarzała, bo wydana została w 2014 r., dostaliśmy ciekawy, rzetelny tom reportaży, portretujący omawiane kraje jako jednoosobowe dyktatury, w których sowiecka mentalność miesza się z elementami starej kultury orientalnej.
Przez 70 lat kraje Azji Środkowej były częścią ZSRR i w tym czasie podlegały bezwzględnemu i totalnemu eksperymentowi społecznemu i ekonomicznemu. Życie tych ludów zmieniło się nie do poznania: przymusowa kolektywizacja, walka z religią, zniszczenie środowiska naturalnego (Jezioro Aralskie!), likwidacja analfabetyzmu. Autorka stara się odpowiedzieć na pytania: „Jakie ślady lata radzieckich rządów zostawiły w tych krajach, w ludziach tam żyjących, w miastach i w przyrodzie? Co przetrwało z pierwotnej kultury sprzed czasów Związku Radzieckiego? A przede wszystkim: co się działo z Turkmenistanem, Kazachstanem, Tadżykistanem, Kirgistanem i Uzbekistanem po jego upadku?”
We wszystkich tych krajach, za wyjątkiem Kirgistanu, mamy dyktaturę, mniej lub bardziej oświeconą, a po upadku ZSRR dyktatorami zostali ostatni sekretarze partii z czasów sowieckich. Może najgorzej jest w Turkmenistanie, gdzie poprzedni przywódca, Turkmenbasza, stał się bogiem za życia, a jego książka „Ruhnama” podstawową i jedyną lekturą w szkołach, nawet trzeba było ją studiować, aby zdać na prawo jazdy. Następca Turkmenbaszy zamienił stary kult na nowy, samego siebie. I tak w kraju o nieograniczonych zasobach gazu większość ludności żyje w nędzy, ale nikt nie narzeka, każdy chwali mądrego przywódcę...
Lepiej jest w Kazachstanie, gdzie oświecony i wiekowy dyktator (Nazarbajew w czasach pisania tej książki) dbał o wzrost gospodarczy, to stosunkowo najbogatszy kraj w regionie, ale kaprysem satrapy przeniesiono stolicę z kosmopolitycznej Ałma Aty do zbudowanej od podstaw w stepie Astany, klimat tam okropny, to druga z kolei najzimniejsza stolica na ziemi (po Ułan Bator), ale skoro dyktator miał takie życzenie... Niemniej jak pokazują ostatnie wydarzenia w tym kraju, wcale różowo tam nie jest.
Z kolei w Tadżykistanie na początku lat 90. trafił się kiepski wódz, więc wybuchła wojna domowa, która pochłonęła dziesiątki tysięcy ofiar, i od 1994 mają już mocnego człowieka, który rządzi bez przerwy. Co ciekawe, głównym źródłem dochodów tego biednego kraju są pieniądze przysyłane przez miliony Tadżyków pracujących w Rosji.
W Uzbekistanie zaś rządził od 1991 krwawo i bezwzględnie Islom Karimow. W czasie pisania książki wielkie obawy w regionie i na Zachodzie budził stan zdrowia tego 77-letniego człowieka, bo był gwarantem stabilności i spokoju, na szczęście(?) po jego odejściu zmiana dyktatorskiej władzy dokonała się bezboleśnie.
Z kolei w Kirgistanie, jak pisze autorka: „jedynej demokracji w Azji Środkowej, stabilizacja polityczna jest krucha.(...) Etniczna nienawiść między Kirgizami a Uzbekami przytaiła się i tylko czeka, by na nowo rozgorzeć płomieniem.”
Książka pokazuje, że sowieckie reformy zostawiły niezatarte ślady w regionie, ale wiele starych zwyczajów rodowych oparło się komunistom i są żywe do dzisiaj. Dostaliśmy rzetelne źródło informacji o tych odległych i w gruncie rzeczy egzotycznych dla nas krajach.