„Choć bowiem ludzie znajdują pociechę w myśli, że innych również męczą troski i kłopoty, to jednak własne zgryzoty zawsze wydają się bardziej zawikłane, bardziej przytłaczające i trwające o wiele dłużej.”*
Wyobraź sobie, że mieszkasz w małym miasteczku. Miasteczku, które jest zapomniane przez innych oraz samych mieszkańców. Uliczki, park, plac zabaw i cała reszta jest zaniedbana. Niektórzy mieszkańcy ledwo wiążą koniec z końcem, a niektórym się powodzi... Może nie są do końca uczciwi, ale cii... Kto im to udowodni? Pomyśl sobie, że tak będzie cały czas, a Ty jeśli stąd nie zwiejesz czym prędzej utkniesz w miejscu jak inni i będziesz żyć z dnia na dzień... No chyba, że zdarzy się cud albo zjawi się w miasteczku dobra wróżka i je ożywi...
Zapraszam Was do małego miasteczka gdzie cza płynie powoli. W tym miejscu życie przelatuje przez palce. Dni są szare i niczym się od siebie nie różnią, pełne zmartwień. Miejsce pozbawione życia, a wraz z nim i mieszkańcy, którzy są pozbawieni nadziei i każdy skrywa swoje grzeszki oraz problemy. Spotkamy tu sklepikarkę Krysie, która przeżywa w domu swoje piekło, urzędniczkę Marię Pochanek harującą całe życie na dom, gimnazjalistkę Joasię, którą prześladuje ksiądz i jeszcze parę innych osób. Do momentu przybycia do miasteczka starszej kobiety nic nie zapowiadało, że ich życie się zmieni. Miasteczko nagle odżywa... Tylko na jak długo? Czy działania osób trzecich zawsze wychodzą na dobre? Może tylko wystarczy uwierzyć w siebie samego?
Do przeczytania tej pozycji zachęciły mnie słowa na okładce: „Powieść zbyt realistyczna, by była magiczna i zbyt magiczna, by była realistyczna.”** Stwierdziłam, że to może być coś co mnie zaciekawi. Mieszanka magii i realizmu - byłam strasznie ciekawa jak to wyjdzie. Dodać trzeba, że to debiut, a ja tak bardzo lubię odkrywać nowych pisarzy. Potrafią zaskoczyć, czasem wnieść coś nowego do literatury. Czy tym razem też tak było? Czy Marta Stefaniak mnie zachwyciła i sprawiła, że będę długo pamiętać jej „Czary w małym miasteczku”? Od książki oczekuję, że mnie wciągnie, że z ciekawością będę śledzić losy bohaterów, a gdy będę zmuszona przerwać czytanie czym prędzej będę chciała wrócić do przerwanej historii... Tu mi tego zabrakło...
„Czary w małym miasteczku” mają lepsze i gorsze momenty. Niestety dla mnie więcej było tych drugich. Może nie zanudziłam się w trakcie czytania, ale i nic nie czułam. Ot tak śledziłam beznamiętnie kolejne zdarzenia. No po prostu zero jakiś odczuć. Może raz czy dwa coś mnie poruszyło, ale to były takie małe drgnięcia. W większości jednak czytałam by skończyć. Mówiąc krótko - brak emocji. Pomysł, trzeba przyznać, autorka miała świetny. Tylko z wykonaniem już poszło gorzej. Tematy, które porusza są ważne, czasem jeszcze uważane za tabu i niemożliwe do przyjęcia. Myślałam, że będę czuła to co bohaterowie, ale stało się inaczej. I właśnie za to ocena tak bardzo poleciała w dół. Uważam bowiem, prócz fabuły i postaci dobrze skonstruowanych ważne, a nawet bardzo ważne są emocje odczuwane w trakcie czytania...
Książki ani nie polecam, ani nie odradzam. Z tego co obserwuje zbiera ona różne opinie i to co mi się nie podoba innych może zachwycić. Decyzję o tym pozostawiam Wam. Mimo minusów nie uważam spędzonego z nią czasy za stracony.
*str. 9
**okładka