„Dobranoc, kochanie” to opowieść o przyjaźni i niespełnionej miłości. Nova Kumalisi i Mal Wacken znali się od dziecka. Spędzali ze sobą każdą wolną chwilę. Wspólnie dorastali, zmieniali się, dojrzewali. Zwierzali się ze swoich problemów. Współczuli sobie. Wspierali się w trudnych chwilach. Znali się na wylot. Byli prawdziwymi przyjaciółmi, którzy połączeni niewidzialnymi więzami wspólnych doświadczeń, wydawać by się mogło na zawsze nimi pozostaną.
Między Novą a Malem iskrzy. Oboje czują do siebie coś więcej niż tylko przyjaźń. Jednak żadne z nich nie robi kroku do przodu, nie wychodzi z inicjatywą, nie stawia sprawy jasno, nie odkrywa swoich uczuć przed drugą stroną. Oboje bronią się przed rodzącym się uczuciem w obawie o to, że może ono zniszczyć ich przyjaźń.
Zarówno Nova jak i Mal układają sobie życie nie pozostawiając w nim wielkiej przestrzeni dla przyjaciela z dawnych lat. W swoich związkach nie promienieją szczęściem. Przyjaciel, a później mąż Novy - Keith - daje kobiecie poczucie bezpieczeństwa, robi wszystko by ją uszczęśliwić. Udaje mu się nawet wytworzyć śnieg w maju, by na twarzy ukochanej choć na chwilę pojawił się uśmiech. Nova wie, że Keith to porządny, kochający ją mężczyzna, ale nie może zapomnieć o Malu. Z kolei Mal, ożenił się z zaborczą Stephanie, która jest bezpłodna i ma problemy psychiczne. Mężczyzna, podobnie jak Nova, wspomina razem spędzone chwile.
Po jakimś czasie małżeństwo Wackenów postanawia poprosić Novę, by urodziła im dziecko. Nova po wielu namysłach postanawia spełnić tę prośbę. Robi to tylko i wyłącznie dla Mala. Chce by był szczęśliwy. Dla niego jest nawet w stanie oddać cząstkę siebie, jaką jest dziecko, na wychowanie innej kobiecie.
Stephanie to kobieta bez skrupułów. Pewnego dnia zmusza Mala do wycofania się z umowy zawartej z Novą i całkowitego zerwania kontaktów z dawną przyjaciółką. Wyobraźcie sobie, co może czuć kobieta, która zgodziła się urodzić mężczyźnie dziecko, by wychowywał je ze swoją żoną, a nagle dowiaduje się, że umowa już nie obowiązuje. Zupełnie jakby nie chodziło w niej o żywą istotę, a o jakąś całkowicie niesistotną rzecz, z której tak po prostu można zrezygnować.
Nova zdecydowała się urodzić synka. Leo to jej oczko w głowie. Nie może uwierzyć i wybaczyć sobie, że chciała go kiedyś oddać innej kobiecie. Nie może o tym zapomnieć. Obwinia się.
Mija osiem lat. Mal w dalszym ciągu nie może zapomnieć o tym, jaką krzywdę wyrządził Novie. Nie ma kontaktu z synem. Jego małżeństwo przechodzi kryzys. Życie Novy również nie jest usłane różami. Po operacji tętniaka mózgu Leo zapada w śpiączkę. Mija dzień, dwa, tydzień, miesiąc i nic. Śpi. Jej ukochany synek śpi i nie może się obudzić.
Stan Lea pogarsza się. Nova pragnie, by Mal poznał swojego syna zanim będzie za późno. Zapomina o swej dumie i informuje Mala o chorobie i ciężkim stanie ich synka. Czy chore dziecko pomoże odbudować im uczucie? Czy przypomną sobie jak było kiedyś? Czy nie będzie na to za późno?
Dorothy Koomson używa kilku zabiegów, o których warto wspomnieć. Poznajemy tę historię z perspektywy kobiet. To one są narratorkami opowieści. Dodatkowo od czasu do czasu w książce pojawiają się wspomnienia Novy związane z Leem sprzed jego choroby. Są śmieszne. Są wzruszające. Są piękne. Przewijający się motyw snu również jest nie tylko świetnie zaplanowany, ale po prostu robi wrażenie, a w zakończeniu wywołuje ciarki.
Koomson w swojej książce przedstawia skrajnie różnych bohaterów. Mam wyrobioną opinnię na ich temat. Nova to biedna, zagubiona, samotna kobieta, która zawiodła się na kimś, kogo bardzo kochała, komu ufała, dla kogo zrobiłaby dosłownie wszystko. Stephanie to wredna, zazdrosna o relacje męża z przyjaciółką kobieta. Keith to wspaniały facet - kochający mąż, który Lea traktuje jak własnego syna, który pokochał, zaakceptował Novę z jej problemami, wszystkimi dziwnymi decyzjami i całą przeszłością. Szkoda, że Nova go nie docenia, nie widzi, że ma przy swym boku ideał. A Mal? Mal to frajer. Frajer, który nie umie zachować się jak mężczyzna. Nie umie podjąć trudnej decyzji. Nie umie odejść. Wziąć odpowiedzialności na swoje barki. To cichy, potulny frajer. Muszę to powiedzieć - brak mu jaj. Popełnia wszelkie możliwe błędy. Robi to samo, co jego ojciec, a za żonę wybrał sobie kobietę, która przypomina jego matkę. Nie uwalnia się z więzów przeszłości. Nie przerywa pasma błędów, ale nijako dziedziczy je po rodzicach i bez zastanowienia stosuje we własnym życiu.
„Dobranoc, kochanie” Dorothy Koomson to opowieść o zagubionych ludziach, których życie mogłoby ułożyć się w zupełnie inny sposób, którzy mogli by być najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Nie zgadzam się ze wszystkimi decyzjami, które podjęli bohaterowie tej książki, ale akceptuję je. Niektóre z nich są dla mnie bardzo zaskakujące, inne przerażające np. w jak bardzo zwierzęcy sposób bohaterowie ukajają ból. „Dobranoc, kochanie” nie jest perfekcyjną książką pod względem językowym, nie każdy rozdział jest napisany równie ciekawie, ale to w tej książce nie jest najważniejsze. Najbardziej istotne są emocje, które szargają Czytelnikiem, które sprawiają, że płaczesz, bo się wzruszasz lub też dlatego, że cierpisz razem z bohaterami.