Mam mały problem z oceną tej powieści. Bo niby wszystko jest w porządku, a jednak coś mi zgrzyta, a może czegoś zabrakło, sama nie wiem. Od razu wyjaśnię, bo może w tym leży problem, że to moje pierwsze spotkanie z twórczością autora i z tym cyklem. A jest to już czwarty tom. W fabułę powieści wchodzimy płynnie. Rozpoczyna się interesująco, bo od przesłuchania dziennikarza Roberta Pruskiego i towarzyszącej mu niemieckiej reporterki Gelerdy Gast na jednym z przejść granicznych. Okazuje się, że powodem przesłuchania jest porwanie syna pani marszałek Kowalskiej. Uruchomiono child alert, a Pruskiego zatrzymano tylko dlatego, że przekraczał granicę w nieodpowiednim momencie, jak również z powodu wyszukiwania przez niego w sieci pewnych kluczowych dla tej sprawy haseł. Od słowa do słowa wychodzi na jaw, że ta sprawa ma jakiś związek z zaginięciem Pranki Polak w Toruniu i ze śmiercią jej ojca, bogatego Roma, która nastąpiła w konsekwencji tego zdarzenia. Początek jest ciekawy, zachęca do dalszego czytania. Ale.. można odnieść wrażenie, że to, o czym czytamy, znamy z innych źródeł. Pranka Polak ostatni raz widziana była na toruńskim bulwarze nadwiślanym. Uliczna kamera zarejestrowała ją idącą boso, w kusej sukience, a za nią podążał gruby typ w średnim wieku bez koszuli. Co się stało z Pranką, nie wiadomo. Szukała jej policja, prywatni detektywi, dziennikarze, jasnowidze i inni, dziewczyna rozpłynęła się w powietrzu. Czy nawiązanie do głośnej sprawy sprzed lat, którą żyła cała Polska nie jest tu oczywiste? Później pojawia się kolejne nawiązanie, tym razem do równie głośnej sopockiej afery z Zatoką Sztuki. Niby nie ma w tym nic złego, tym bardziej, że Głuchowski jest współautorem reportażu „Zatoka świń”, pozostaje jednak wrażenie wtórności. Wprowadzone do powieści fabularne rozwiązania nie uchroniły jej przed przewidywalnością i schematycznością. I chociaż całość w sumie mi się podoba, między innymi dlatego, że lubię mroczne powieści, a tego mroku można uświadczyć tu całkiem sporo (chociaż i on mnie przerósł), owe wrażenie wtórności zabrało mi sporo przyjemności z lektury.
Autor porusza w powieści bardzo delikatne tematy w sposób niezbyt subtelny. Wykorzystywanie seksualne nieletnich to problem, o którym trzeba mówić stale i trzeba mówić głośno. Być może sposób, w jaki autor to robi jest odpowiedni, żeby potrząsnąć czytelnikiem, żeby temat wybrzmiał należycie i dotarł tam, gdzie dotrzeć powinien. Być może. Jednak dla mnie było zbyt drastycznie, zbyt brutalnie, zbyt dosłownie. I to mimo faktu, że mroczne opowieści raczej lubię. Jeśli chodzi o bohaterów, wychodzi chyba w tym momencie mój brak znajomości poprzednich tomów cyklu. Są poprawnie scharakteryzowani. I tyle. Są trochę jak od linijki, trochę może zbyt przewidywalni. Tak szybko jak pojawili się w moim czytelniczym życiu, tak szybko z niego zniknęli. Nie są to postaci, które zapamiętałabym na dłużej. Mimo tych wszystkich szpilek, które wbiłam powieści, uważam, że jest ciekawa, akcja biegnie szybko i nie można się przy niej nudzić. Szczególnie intrygujące zdaje się wmieszanie w sprawę dość niespotykanych zjawisk, takich jak demony, świątynie ognia i inne, które znaleźć można w legendach. Dużo tu wszystkiego. Dużo wydarzeń, wątków, sporo niejasności. Wszystko pod koniec łączy się i wyjaśnia, ale w trakcie panuje lekki chaos.
„Alert” to mocna, brutalna, męska powieść, która nie przebiera w środkach ukazujących okrucieństwo wobec dzieci. Szokuje, wstrząsa czytelnikiem. Zdecydowanie dla ludzi o mocnych nerwach. Mnie nieco przerosła, podobnie jak dziennikarzy sprawa, za którą się wzięli. Mimo to polecam sprawdzić, bo książka jest intrygująca i wciąga. No i najważniejsze, przy lekturze trzyma chęć poznania zakończenia. Które ani oczywiste ani tak łatwe do przewidzenia nie jest.
Recenzja pochodzi z bloga:
„Alert” Piotr Głuchowski – recenzja przedpremierowa – maitiri_books (wordpress.com)