Penrose swoją "Drogą do rzeczywistości" wysoko podniósł poprzeczkę książek popularnonaukowych - w zasadzie można już powiedzieć śmiało, że za wysoko. Minęło już dosyć czasu od wydania tej monumentalnej pozycji, żeby powiedzieć z dużą pewnością, że spośród osób, które kupiły "Drogę", przeczyta ją w całości ok. 0%. Mówi to wiele, ale raczej o trudności tematu niż umiejętnościach pedagogicznych i literackich Penrose'a. Facet stara się, jak może, ale wygląda na to, że po prostu podjął się niemożliwego. NIE DA SIĘ ściśle pisać o rachunku różniczkowym na rozmaitościach i kwantowej teorii pola tak, żeby było to zrozumiałe bez wieloletnich studiów matematycznych. Kropka. Na tej samej zasadzie NIE DA SIĘ wejść na Annapurnę bez wieloletniego doświadczenie alpinistycznego. Kropka.
"Cykle czasu" to kolejna trochę nieuczciwa sztuczka Penrose'a. Książka jest sprzedawana, reklamowana - i często recenzowana! - jako książka "popularnonaukowa", ktora "przystępnie" wprowadza niebędących ekspertami w kosmologii Czytelników w Penrose'owską teorię kosmologii konforemnej. Kłamstwo! NIE DA SIĘ przystępnie wprowadzić nieeksperta w teorię Penrose'a - i sam Autor powinien o tym wiedzieć najlepiej. Ja sam połamałem sobie na niej zęby, a - piszę to nie po to, żeby się chwalić, tylko żeby przedstawić sprawę z odpowiedniej perspektywy - pisałem doktorat z zakresu kosmologii.
Przykładowy cytacik (str. 177):
"Skoro istnieją jedynie pola bezmasowe, to mamy szczególną swobodę wyboru przeskalowanej metryki g^ w obszarze poprzedzającym bezpośrednio T+ poprzedniego eonu, zgodnie z jej konforemną strukturą. Swobodę tę przestawiamy w postaci pola [omega] spełniającego równanie samoodziałującego (czyli nieliniowego), konforemnie niezmienniczego bezmasowego pola skalarnego [...]. Z różnych rozwiązań równania [omega] wynikają możliwe skalowania metryki, przekształcające naszą wybraną metrykę g^ w inne możliwe metryki [omega]^2g^, które, jak to wynika z równań Einsteina (ze stałą kosmologiczną [Lambda]), odnoszą się jedynie do źródeł bezmasowych."
I tak dalej. To nie są jakieś niemożliwe sprawy, ale robi się je na II roku fizyki na zajęciach z teorii pola i pogłębia na III na zajęciach z relatywistyki i kosmologii. Penrose przy tym nie referuje standardowej kosmologii relatywistycznej, tylko proponuje swoją alternatywną rozbudowę tej teorii motywowaną termodynamicznie. Czyli proponowane jest nam nie tylko wspólne wejście na Annapurnę, ale wejście nietypowym szlakiem pod przewodnictwem nietypowego alpinisty, który stosuje nietypowy sprzęt.
Odnoszę wrażenie, że Autor albo żyje w świecie fantazji, albo cynicznie wykorzystuje markę swojego nazwiska w celu robienia pieniędzy na zupełnie nonsensownym produkcie. Z równym powodzeniem, co książki Penrose'a, można by próbować sprzedawać masowo pompy próżniowe do mikroskopów elektronowych. Sytuację pogarszają recenzenci, którzy ze względów marketingowych (recenzja zamówiona przez wydawcę) albo snobistycznych (ach, jaki ja jestem mądry) powielają bzdury o "popularnonaukowym" charakterze tego typu tekstów. Pitu pitu. :)
"Cykle czasu" to kolejna książka, która zajmie w polskich domach honorowe miejsce obok "Drogi do rzeczywistości", "W poszukiwaniu straconego czasu" oraz Biblii na specjalnej półce z książkami, które na zawsze pozostaną nieprzeczytane.