Powieści Diane Chamberlain czytuję od lat i jestem wielką fanką tej autorki. Staram się być na bieżąco z nowościami, jednak nie zawsze mi się to udaje. Dlatego bardzo się ucieszyłam, gdy na bibliotecznej półce znalazłam książkę "Wyśniłam cię, córeczko", która od dość dawna pozostawała w moich planach czytelniczych. Jak zawsze z ekscytacją i niecierpliwością zasiadłam do lektury i muszę powiedzieć, że to jedna z niewielu książek liczących ponad pięćset stron, którą przeczytałam dosłownie w jeden dzień. A to oznacza, że opowieść pochłonęła mnie bez reszty i nie mogłam się od niej oderwać.
Autorka zabiera nas do Karoliny Północnej. Mamy 1970 rok. Carly Sears straciła męża w Wietnamie, okazuje się jednak, że Joe pozostawił jej cząstkę siebie. Kobieta oczekuje dziecka, które pomaga jej przeżyć żałobę po mężu. Los jednak ponownie postanawia zakpić sobie z bohaterki. Jej maleńka nienarodzona córeczka ma poważną wadę serca i jej szanse na przeżycie są zerowe. To jest czas, kiedy nawet w Stanach Zjednoczonych medycyna nie potrafi radzić sobie z takimi ciężkimi schorzeniami. Mimo to Carly decyduje się donosić ciążę. A tymczasem niespodziewanie okazuje się, że Hunter - szwagier bohaterki, fizyk i naukowiec widzi pewną szansę na ocalenie nienarodzonego maleństwa.
I od tej chwili opowieść wkracza na fantastyczne tory alternatywnej rzeczywistości. Carly trafia do 2001 roku, do czasu, kiedy eksperymentalnie wykonywane są już operacje u dzieci przebywających w łonie matki...
W tym momencie pojawiają się dwa zasadnicze pytania stanowiące trzon opowieści: Tematy, na które każdy czytelnik musi sam znaleźć odpowiedź. Zastanawiamy się zatem
Ile jest w stanie zrobić matka, aby ocalić swoje dziecko?
oraz:
Jak wiele zdoła poświęcić, aby móc je odzyskać?
"Wyśniłam cię, córeczko" różni się zdecydowanie od innych powieści autorki. Fabuła zaskakuje i zadziwia i chociaż osobiście nie przepadam za wątkami fantastycznymi w powieściach obyczajowych, to muszę przyznać, że w tym przypadku był to interesujący zabieg. Obie płaszczyzny czasowe plynnie się ze sobą przenikają, a także w pewnym stopniu uzupełniają. I o ile sam wątek podróży w czasie jest mocno niewiarygodny, to jednak w jakimś stopniu mnie zaintrygował. Natomiast już sam obraz Nowego Jorku i wydarzenia z 2001 roku są jak najbardziej realistyczne i w pełni mnie przekonują.
Bohaterowie stają przed trudnymi wyborami. To interesujące osobowości, które potrafią zaadaptować się do rzeczywistości, w jakiej przyszło im żyć. Ich udziałem jest smutek, rozpacz, ból po stracie, ale także radość i nadzieja, a bezmiar matczynej miłości wydaje się zwalczać wszelkie przeciwności.
Genialne słodko - gorzkie zakończenie jest tak emocjonujące, że wyciska łzy wzruszenia, zdumiewa i stanowi idealne dopełnienie całej historii. W gruncie rzeczy ucieszyło mnie, w jakim kierunku autorka poprowadziła wątki i w jaki sposób je pozamykała. Według mnie to właśnie finał wynagradza nam wszelkie zastrzeżenia i niedoskonałości pojawiające się w trakcie lektury.
Jestem bardzo zadowolona, że sięgnęłam właśnie po tę książkę. Autorka po raz kolejny zaskoczyła mnie i sprawiła, że powieść "Wyśniłam cię, córeczko" pozostanie na dłużej w mojej pamięci. Jeśli zatem macie ochotę na nietypową opowieść obyczajową o matce, która za wszelką cenę pragnie uratować swoje dziecko, to koniecznie sięgnijcie po powieść Diane Chamberlain. "Wyśniłam cię, córeczko" to historia, której warto poświęcić swój czas i uwagę.