Uniwersum "Obcego" to samonapędzająca się maszyna. Maszyna głównie do robienia pieniędzy i nie czarujmy się, że jest inaczej. 20th Century Fox (obecnie 20th Century Studios) przypadkowo czy nie trafiło na hit, od którego może odcinać kolejne kupony. Filmy, gry, komiksy, książki, gadżety - tego jest całkiem sporo i naprawdę nie mam problemu z tym, że to jest, istnieje i przez wielu jest pożądane. Ksenomorfy mają w sobie coś, co przyciąga. Nie wiem dokładnie co jest ich siłą, ale na mnie ta siła również oddziałuje. Przy czym nie można powiedzieć, że moje miłość do nich jest bezwarunkowa, bezkrytyczna, czy że dałbym im na pożarcie którąkolwiek ze swoich kończyn, bo nie dałbym. Za cholerę. Zbyt mocno jestem przywiązany do każdej części siebie, także nie ma szans, żywcem mnie paskudy nie wezmą. 😉 Nie zmienia to faktu, że mam słabość do "Obcych", choć staram się zarówno do filmów, jak i do serii książek podchodzić raczej na chłodno.
A zatem... "Obcy: Morze Boleści" - to drugi tom tzw. "Trylogii oryginalnej" z 2014 roku. Tak, wszystkie trzy części ukazały się w kilkumiesięcznych odstępach jednego roku, co każe podejrzewać, że prace mogły iść równolegle. "Morze Boleści" to kontynuacja pierwszej części - "Obcy: Wyjście z cienia" Tima Lebbona, choć dzieli je jakieś 300 lat. To też pierwsza powieść, w której nie ma Ellen Ripley, ale jest za to jej potomek - Alan Decker, który pełni funkcję zastępcy komisarza Międzynarodowej Izby Handlowej. Obecnie stacjonuje na planecie LV178 zwanej Nowe Galveston. Tak, tej samej LV178, którą Ripley i Hoop puścili z dymem w poprzednim tomie. Ale trzy stulecia, to szmat czasu. Planeta została terraformowana i obecnie funkcjonują tu trzy miasta. Na skutek wypadku odkryte zostają jednak stare sztolnie, w których wciąż żyją ksenomorfy. W stanie uśpienia przetrwały wieki i teraz, wyczuwszy potomka znienawidzonej Ripley, pragną tylko jednego - zemsty.
Tymczasem korporacja Wayland-Yutani dostrzega ogromną szansę na pozyskanie żywych Obcych. Uruchamia więc ponownie kopalnię i wysyła tam oddział najemników, wśród których, nie do końca dobrowolnie, znajduje się również Decker. Decker ma bowiem zdolności telepatyczne i wyczuwa obecność ksenomorfów, a także ich myśli, w tym ich szczerą nienawiść, jaką go darzą. Dla korporacji będzie teraz żywym czujnikiem. Tak Decker trafia do kopalni, z której trzy wieki wcześniej, cudem wydostała się jego przebojowa przodkini...
Po lekturze pierwszej odsłony tej trylogii, byłem ciekaw, w jaką stronę ona pójdzie. Tim Lebbon w "Wyjściu z cienia" odsłonił przed nami całkiem nowe i ciekawe wątki. Chodzi mi o ruiny mitycznego miasta ludzi-psów i próbę wyjaśniania pochodzenia ksenomorfów. Myślałem, że trylogia pójdzie właśnie w tą stronę - w stronę pogłębienia całej mitologii Obcych, bo to byłoby zupełnie coś innego niż w filmowej tetralogii, no i - siłą rzeczy - w powieściach na podstawie scenariuszy. Ale nie, to nie ta droga, ziomuś. James A. Moore, postanowił skorzystać z pomysłów (sam to przyznał) ludzi z 20th Century Fox i dał nam Decydujące starcie 2.0. Przy czym literacko jest trochę lepiej niż w powieści Alana Deana Fostera, bo i przede wszystkim Moora nie wiązał żaden scenariusz, a i sama historia wydaje się bardziej rozbudowana. Jednak przede wszystkim to powieść akcji. Owszem, dobrze napisana, bardzo dynamiczna, trupów jest spodziewana ilość, a oderwanych członków jeszcze więcej, ale wszystko bazuje właśnie na akcji, a reszta, to jedynie dodatek.
Właściwie całe uniwersum "Obcego" bazuje na akcji, miałem jednak nadzieję, że w trylogii oryginalnej będzie jej ciut mniej. Duży plus za nowego głównego bohatera. Decker ze swoimi parapsychicznymi zdolnościami, to miłe zaskoczenie i powiew świeżości po Ripley. Szczerze: nie brakowało mi jej, chociaż w "Wyjściu z cienia" pokazała się z zupełnie innej, lepszej, strony. Temat odkrytych ruin w "Morzu Boleści" też się pojawia, ale jest marginalny. Szkoda, nad tym szczerze ubolewam, ale za to dostajemy mocno rozbudowany wątek korporacji Wayland-Yutani. W tym temacie, kurtyna opada. Do tej pory korporacja była zawsze gdzieś w tle i nie pokazywała pazurów tak bezpośrednio. Chyba najbardziej w "Obcym: Decydujące starcie", ale już ustaliliśmy, że "Morze Boleści" ma po drodze do drugiej części filmu. Ale tam to było nic. Dopiero James A. Moore pokazał szeroki wachlarz korporacyjnej bezwzględności, gdzie człowiek jest tylko nic nieznaczącym opiłkiem, który w dowolnym momencie można zdmuchnąć. Wayland-Yutani, która w powieści "Morze Boleści" ma twarz atrakcyjnej, choć bezwzględnej Andrei Rollins, jest w stanie poświęcić każdego, aby tylko osiągnąć wyznaczone cele, albo gdy chodzi o zamiecenie korposyfu pod dywan. Wayland-Yutani Moora bardzo przypominała mi Umbrellę z "Resident Evil" czy dzisiejsze koncerny farmaceutyczne.
Zakładam, że skoro dotarliście aż tu, to znacie serię "Obcego" i wiecie czego się spodziewać. Przede wszystkim rozrywki, czasem rozumianej bardzo dosłownie, bo jak ksenomorf kogoś rozerwie, to... Zresztą nieważne. "Obcy: Morze Boleści" nie wybija się na tle innych części, ale nie jest też najgorszą w serii. Jest dobra. Tylko, albo aż, zależy jak do tego podejdziecie. Ale cały czas oceniamy tę powieść jako literaturę rozrywkową, bo inaczej nie można jej traktować. To nie jest "Hyperion" Simmonsa, "Rozgwiazda" Wattsa, czy "Czerwony Mars" Robinsona, to nie są powieści braci Strugackich. To akcyjniak science-fiction z elementami horroru i tyle. A tu reguły są jasne - albo lubisz tego typu literaturę i jest duża szansa, że uniwersum "Obcego" przypadnie Ci do gustu, albo nie lubisz i wtedy nawet do tych książek nie podchodź.
Powiem Wam, że ksenomorfy chyba uzależniają, bo już się zastanawiam, co będzie dalej, o czym opowie nam ostatnia część trylogii i kolejne odsłony uniwersum. Bo chyba nie sądziliście, że na tym opowieści o Obcych się kończą? Jest tego znacznie więcej. Czy ukażą się w Polsce? Czas pokaże, ja tymczasem fanów "Obcego" odsyłam do "Morza Boleści" z życzeniami dobrych wrażeń. I niech duch Ripley będzie z Wami. 👽
© by MROCZNE STRONY | 2024