Pod pewnym względem jestem fanatykiem wszystkiego co z Google związane. Nie ominę dobrej książki na temat tej firmy, szczególnie jeśli zawiera jakieś smakowite informacje. Książki pana Brandta też nie ominąłem, chociaż zdążyła zasiać we mnie ziarno zwątpienia. Czy aby na pewno jest to rzetelna pozycja godna mojej uwagi.
Książka jest przebogata w informacje prezentujące firmę Google od podszewki. Styl pracy, struktura korporacyjna, proces rekrutacji, public relations, nawet zadatki na profile psychologiczne twórców Google - wszystko tu jest. To, czego musiałbym szukać długimi godzinami w oceanie Internetu, tu mam podane na tacy. Gdybym chciał startować na pracownika w firmie Larry'ego i Sergey'a, prawdopodobnie nie trzeba by było mi nic więcej poza własną wiedzą i ksiązką "Potęga Google'a". Ale treści ujawniać już więcej nie będę - pozostawię to przyszłym czytelnikom. Skupmy się zatem na aspektach technicznych, które potencjalnie miałyby odróżnić publikację pana Brandta od innych tego typu pozycji na rynku.
Zacznijmy od niewątpliwych zalet. Rozdziały-klucze to chyba najważniejsza z nich. Czytając swego czasu "Google Story" Davida A. Vise'a (chyba najlepsza do tej pory książka o Google) dało się zauważyć, że poza chronologią, ciężko nadać książce w tym temacie jakiś dodatkowy porządek czy zastosować segregację informacji. Już kilka lat temu firma ta, działała na tak szerokim polu i w różnych niszach, że trudne to było do ogarnięcia w jednej publikacji. Wszystko się zazębiało, wpływało na siebie i przenikało tak mocno, że prawie niemożliwe było odseparowanie konkretnych kierunków działalności. A jednak panu Brandtowi się to udało. Co prawda, nie całkowicie, ale jednak znalazł sensowny podział, który w pewnym stopniu pozwala czytać niezależnie kolejne rozdziały. Wiadomo, nie każdy jest gorącym fanem Google. Stąd też jest osobny rozdział poświęcony ogólnej misji firmy, struktury korporacyjnej, jej polityki prywatności, stosunku do cenzury w Chinach, działalności w biznesie reklamowym czy rozwojowi własnego oprogramowania i sprzętu. Wprowadza to pewną redundancję informacji tak, że o pewnych rzeczach czytamy w kilku rozdziałach, ale jest to nadal znośny efekt uboczny naprawdę dobrego pomysłu na podział książki. Czy wpływa to na lepsze zrozumienie firmy, o której traktuje "Potęga Google'a"? Nie. Jest wręcz przeciwnie. Autor przedstawia firmę, stara się rozłożyć na czynniki, ale nie tłumaczy. A może po prostu pokazuje, że się nie da? Głównym wnioskiem z lektury jest myśl, że dotąd nie było takiej firmy. Tak dynamicznie się rozwijającej i tak szybko adaptującej swoją filozofię do aktualnego stanu otoczenia. Trudno jest zatem wytłumaczyć motor poszczególnych działań, który z perspektywy następnego roku może być już nieaktualny.
Właśnie dlatego, dużo jest informacji pewnych, potwierdzonych, zebranych z już wydanych publikacji, wywiadów z założycielami firmy, byłymi i obecnymi pracownikami. Dużo smaczków, informacji szerzej nieznanych, ale wszystkie pewne. Nie ma gdybania, prób fachowych analiz typu 'co poeta miał na myśli', czy dorabiania 'nowej' rzeczywistości. Brandt zrobił po prostu dobrą, dziennikarską robota. Tak dociekliwą, uzupełnioną wieloma wywiadami, opakowaną w multum odnośników do różnych zewnętrznych materiałów, że prawdopodobnie wkurzył tym niejednego człowieka. Nie zazdroszczę mu, ale to właśnie lubię i tego oczekiwałbym po takiej książce.
Przyczepić mógłbym się tylko do jednego szczegółu, który nurtuje mnie od wielu lat i zauważałem go w wielu publikacjach. Nie ujmuje on w żadnym stopniu tej książce jednak dla niektórych czytelników może być irytujący. O co chodzi? Mianowicie, o względną stronniczość. Czytałem gdzieś, że jeśli bliżej pozna się Google i przestanie się go traktować jedynie jako wyszukiwarkę, to prędzej czy później będzie się go albo lubić albo nienawidzić, bez stanów pomiędzy. Pan Brandt też się przed tym nie ustrzegł. Co prawda, względem poprzedników poszedł naprzód, pisząc o niektórych negatywnych stronach/działaniach Google, jednak nadal mocno lakonicznie i zdawkowo, nadając tym informacjom wydźwięk błahostki. Z jednej strony fajnie, można więcej poczytać o pozytywnych stronach, z drugiej jednak, żadna firma nie jest 'czysta' i w końcu nawet gorący fan chciałby przeczytać, obszerną i rzetelną informację o ciemnych stronach obiektu swoich westchnień.
Podsumowując. Jeśli, drogi czytelniku, interesujesz się Google w stopniu bardziej dogłębnym niż korzystanie z wyszukiwarki internetowej, czym prędzej śmigaj do księgarni. "Potęga Google'a" prezentuje wysoki poziom, pozwalający mu konkurować, a w kilku aspektach nawet przewyższać "Google Story" - książkę, którą przez prawie 4 lata uznawałem za najlepszą w tym temacie. Oderwij wzrok od komputera i przyklej się na kilka dni do papierowej historii Google :)
[Recenzję opublikowałem wcześniej na moim blogu -
http://fri2go.abstynent.net]