Dawno temu, za górami, za lasami, kiedy jeszcze przechadzałam się nieznanymi ścieżkami, wypróbowując swój lichy guścik, sięgnęłam po „Martwego aż do zmroku”. Nawet nie do końca będąc zaznajomioną we własnych upodobaniach czytelniczych, wiedziałam, że ta powieść nie przedstawia niczego wartościowego. Minęło trochę czasu. Tchnięta przeczuciem, zgłosiłam chęć udziału na blogowym konkursie, gdzie do wygrania był jeden egzemplarz danej książki. Spróbowałam zaczytywać się w tej historii znowu. Czy chcecie znać moje zdanie na jej temat?
Charlaine Harris (ur. 25 października 1951 roku w Tunica w stanie Missisipi) – bestsellerowa pisarka publikująca od ponad trzydziestu lat. Początkowo pisała poezję, później, podczas studiów na Rhodes College w Memphis w stanie Tennessee tworzyła sztuki teatralne. Kilka lat po ukończeniu studiów zaczęła pisać powieści. Obecnie mieszka w Magnolia w stanie Arkansas ze swoim mężem i trojgiem dzieci.
Rzecz dzieje się w małym miasteczku w Luizjanie, a akcja kręci się wokół naiwnego dziewczęcia imieniem Sookie. Hmm… pierwsze słowne skojarzenie? Ta niezwykle zacna główna bohaterka posiada bowiem niezwykły dar, który jest traktowany jako coś nienaturalnego nawet wśród takich kreatur jak wampiry, które dopiero co postanowiły ujawnić swe istnienie. Wracając do sprawy, Sookie potrafi czytać w myślach! Niestety mali szaro - komórkowcy, którzy traktują ją jak dziwaczkę i wariatkę, nie są świadomi, że za darem naszej biednej dziewczyny podąża także wielka odpowiedzialność… Główna bohaterka bowiem przez swoją paranormalną naturę, nie może umawiać się na randki! O nieee…!
Na szczęście na swojej drodze spotyka tego jedynego. Ssącego krew Billa, którego całkowicie nie potrafi ogarnąć swoim małym móżdżkiem. Dosłownie.
Panią Harris znam nie od dziś i po zapoznaniu się z jej dwoma innymi cyklami, gdzie pisarka przedstawia perypetie życiowe Harper i Lily, całkowicie nie mogłam pojąć jak tak poczytna autorka książek, którą jest pani Charline, mogła napisać coś takiego. Najwyraźniej od każdej reguły muszą być jakieś wyjątki, a że każdy z nas jest tylko człowiekiem, to wszyscy możemy zaliczyć w życiu jakiś dołek. Jednak po kolei.
Jak wspomniałam wcześniej, z cyklem który otwiera powieść „Martwy aż do zmroku” próbowałam się zapoznać już w pierwszych miesiącach po jego wydaniu. Niestety, a może raczej „stety”, nie udało mi się, co przyjęłam z lekkim zdziwieniem i większym zbulwersowaniem, ponieważ byłam już wtedy w trakcie lektury „Grobowego zmysłu”. Pierwsza część cyklu o Sookie była jedną z nielicznych książek, której lektury nie zakończyłam, ponieważ nie byłam w stanie. W ostatnim tygodniu jednak dałam radę i się przemogłam. Chociaż moja opinia cały czas pozostaje taka sama, to jestem z siebie dumna. Pokonałam tę książkę! Jednakowoż ocalała godność nie wystarczyła, abym obiecała, że sięgnę po drugą część. Cóż moi drodzy, jedną z bardziej wartościowych umiejętności jest świadomość, kiedy powiedzieć sobie dość.
Jeśli chodzi o samą powieść, to nie mam pojęcia od czego zacząć. Może spróbujemy od głównej bohaterki? Jest to dziewczyna, która we wszystkie strony emanuje infantylnością. Od połowy powieści na poważnie zaczęłam się zastanawiać, czy naczelnym zamierzeniem autorki, było przedstawienie Sookie jako stereotypowej blondynki, ponieważ właśnie do tego to wszystko się sprowadzało. Dziewczyna w ogóle nie ma charakteru, ale to nie jest jeszcze najgorsze. Znalezienie u niej jakichkolwiek cech istoty rozumnej czy chociażby myślącej, jest wyzwaniem, które przed czytelnikiem stawia pani Harris. Zastosowanie tutaj narracji pierwszoosobowej dopełniło dzieła.
Dalej idzie Bill, cierpiętnik jak ich mało. Urodzony gentelman i nieudacznik w jednym. Nie mam zielonego pojęcia na czym wzorowała się pisarka, tworząc tą postać, ale najwyraźniej jej nie wyszło. Podobnie z resztą bohaterów, którzy w książce głównie pełnią rolę istot napędzanych własnymi żądzami i niezbyt ambitnymi planami. Kolejnym poważnym mankamentem jest wulgarność i agresywność postaci, które występują w „Martwym aż do zmroku”. Powieść, podobnie jak inne książki tej autorki, jako główny wątek posiada zagadkę, którą powinna rozwiązać Sookie. Cóż… rzekoma tajemnica nie była zbyt skomplikowaną łamigłówką. Jestem pewna, że do połowy „Martwego aż do zmroku”, rozwiązał by ją każdy, nawet przeciętny w swej inteligencji czytelnik. Szkoda tyko, że główna bohaterka niezbyt chętnie pofatygowała się do odkrycia sekretu dziwnych morderstw.
W późniejszym czasie wątek kryminalny został wręcz wypchnięty przez część erotyczną, która nagminnie wracała, nawet pomimo mych modlitw, aby wyniosła się w siną dal. Intymne sytuacje pomiędzy czołowymi bohaterami są opisane prostacko i ordynarnie. Jak wiadomo, wszystko jest dla ludzi, ale moi mili, przy pewnych rzeczach potrzebne jest wyczucie! Jestem całkowicie pewna, że po naszej kochanej, skażonej zanieczyszczeniami ziemi, chodzi bardzo mało ludzi, którym sprawia przyjemność moment, w którym niedawny posiłek podchodzi im do gardła. Moja biedna osoba niestety właśnie w taki sposób czuła się podczas lektury tejże powieści. Czytanie o zbliżeniach bohaterów było po prostu niesmaczne.
Nie wiem jak to mogło się stać, ale w „Martwym aż do zmroku” styl pani Harris jest wręcz prymitywny i trywialny. Momentami widoczny był także kulejący warsztat redaktorski. Dopatrzyłam się kilku literówek czy też braku znaków interpunkcji, które potrafiły razić w oczy. Wiele teraz mówi się także o tuzinkowości oraz masowości literatury. Otóż możecie uwierzyć mi na słowo, że dana powieść pani Charline jest całkowicie nietypową historią! Naprawdę! Jest ona, aż tak bardzo pospolita i szablonowa, że aż wyróżnia się spośród reszty. „Martwy aż do zmroku” to dogłębnie kliniczny przypadek i nie sądzę, żeby jakiemukolwiek innemu pisarzowi udało się napisać tak beznadziejnie nieciekawą powieść, w której sama fabuła jest bez polotu.
Tak, to dopiero trzeba umieć napisać…
Niedawno moje zacne uszko usłyszało radosną nowinę. Otóż pani Harris ma zamiar niedługo wydać trzynastą część cyklu o kelnerce Sookie. Chociaż nie mam pojęcia jak na tę wiadomość zareagowali fani, moje serce się raduje. Przeczytałam tom pierwszy i musiałabym być urodzoną masochistką, aby sięgnąć po następny, dlatego też podziwiam wszystkich tych, którzy dotrwali do końca, lub chociażby w perypetiach damskiego odzwierciedlenia Edwarda znaleźli coś dla siebie. Pod sam koniec podkreślę wreszcie, że chociaż skreślając Sookie, nie mam zamiaru kończyć także z innymi seriami pani Harris, która napisała dwa bardzo interesujące i godne uwagi cykle. Podczas trzydziestoletniej kariery pisarskiej zdarzył się jej mały epizod jakim jest seria „Martwego aż do zmroku” i który mogę łaskawie wybaczyć.
Ocena: 1/10