Książka dotyka problemu rodziny i relacji pomiędzy jej członkami. Realizacja tego tematu przebiega jednak w powieści inaczej niż w 'Mojej walce'. Narracja jest tutaj pierwszoosobowa, a narratorka to Bergljot, siostra i córka. W swojej opowieści o problemach swojej rodziny, o kłótni o dwa domki i o podział majątku po rodzicach nie tylko wyraża swoje zdanie na ten temat, ale i odkrywa kolejne warstwy swojej osobowości, niczym cebula. Książka, moim zdaniem, nie jest oczywista. Bardziej pyta niż odpowiada, podaje wiele pewników w wątpliwość i miałam wrażenie, że trochę bawi się z czytelnikiem, skłania go do pomyślenia i własnego osądu. Ale ten osąd na temat tego, czy to córka zmyślała, czy ojciec był winny staje się coraz mniej jasny, im bardziej narratorka odkrywa kolejne pokłady swojej osobowości. Skończyłam czytać książkę, ale dalej czuję niepewność. Nie wiem czy moje wrażenia są słuszne, czy nie.
Na pewne tematy panuje obecnie moda, co brzmi brutalnie, ale prawdziwie i często mamy na to gotowe osądy. Nawet literatura szufladkuje pewne tematy. Symboliczny już Knausgard postanowił oddać problemy psychologiczne dorosłego człowieka wyrosłe z problemów dzieciństwa opowiadając o wszystkim. Tutaj, w 'Spadku', jest inaczej. Narratorka przyznaje, że rodzina ukształtowała to kim jest, ale i zarazem ona, Bergljot, musiała zaprzeczyć wielu rzeczom, musiała wyrzucić z siebie rodziców i rodzeństwo, żeby stać się dorosłą kobietą. Powieść toczy się w przeciągu kilku lat, w ciągu których w życiu narratorki sporo się zmienia, ale nie zmienia się jej uraza do rodziców, nieuleczony żal do rodziny, zadra, która tkwi w jej sercu.
Narratorka toczy swój monolog wewnętrzny, w którym opowiada o walce o swoją indywidualność, o tożsamość wewnętrzną, nawet za cenę zerwania z rodziną. Mówi tez o psychoterapii, jakiej została poddana. Wspomina o Freudzie i to chyba ten wątek nasunął mi pomysł na interpretację całości.
Moim zdaniem jest to powieść freudowska, spośród wszystkich powieści 'wysokich lotów' z problemem rodziny w tle, najbardziej freudowska powieść ze wszystkich. Freudowska, ale i jungowska.Gdy tak narratorka opowiadała o sobie, gdy badała siebie i swoje wspomnienia, które nie pokrywały się z reakcjami na ten sam temat, to ostatecznie nasunęło mi się podobieństwo do mitu o Edypie.
W każdym razie, autorka pokazuje współczesną rodzinę jako źródło konfliktów i traum, ale i pole walki. Walka toczy się o sympatię i uznanie. Wszyscy ze wszystkimi o coś grają, przyjmują rolę, postawę, i o te postawy wobec innych toczy się w istocie spór. Te dwa domki, ta kość niezgody to symbol konfliktu rodzinnego. Zarazem, jest to miejsce ich wspomnień, gdy wszyscy byli razem. Zabawne jest i prawdziwe, że każdy z tej rodziny ma inne wspomnienia na ten sam temat. Poza relacją z ojcem wyłania się tez relacja z matką i ta ich ciągła rywalizacja. Bardzo archetypiczne. No a rodzeństwo? Czy nie jest tak, że zawsze jest pomiędzy nim rywalizacja?
Gdy myślałam wczoraj nad tym co mam napisać o tej książce, to przyszła mi do głowy myśl, że w sumie, podsumowaniem tej książki nie jest dotarcie do prawdy, co się zdarzyło, gdy Bergljot miała 5 lat, ale to, że rodzina jest w sumie miejscem walki o rolę w niej. Monolog wewnętrzny narratorki, który obejmuje całą narrację potwierdza tezę psychoanalityków, że dzieciństwo tkwi w każdym człowieku bardzo głęboko i kształtuje w nim jego dorosłe życie. 'Wina', 'prawda', 'krzywda'. Wydawało mi się, że to proste do wyjaśnienia pojęcia, ale autora tak je drąży, tak eksploatuje, że w sumie pod koniec książki doszłam do wniosku, że tak naprawdę jest tak, że nieświadomość i świadomość do dwie różne rzeczy. Pytanie czytelnika na koniec książki brzmi, czy narratorka znała prawdę? Czy ona też to wszystko odkrywa ze swojej nieświadomości jak cebulę? Czym jest prawda, pytam jak Piłat?
Książka jest świetnie napisana. Zostawia więcej pytań niż odpowiedzi i skłania do sięgnięcia do niej ponownie, ale i do zastanowienia się, czy my nie za bardzo wszystkiego szufladkujemy?