Kolejne nieznane mi nazwisko i kolejne moje odkrycie. Ta książka już od daty wydania wołała do mnie: przeczytaj mnie i moja intuicja mnie nie zawiodła. Zobaczcie jaki intrygujący opis mają Złe dzieci:
" Kiedy cudze piętno staje się brzemieniem.
Jest zima roku 1984, umęczeni absurdem schyłkowego PRL-u warszawiacy grzęzną w śnieżnej brei. Mietek, student oprowadzający po mieści zagranicznych turystów, odbiera z hotelu parę Norwegów. Szybko staje się jasne, że milczący przybysze nie są zainteresowani zwiedzaniem stolicy i zamierzają się oddać tajemniczym poszukiwaniom. O tym, co było ich przedmiotem, Mieczysław dowie się dopiero trzydzieści lat później. Makabryczna prawda wstrząśnie nim i popchnie ku własnemu śledztwu, które zakończy wizyta w prowincjonalnym norweskim miasteczku. Odpowiedź wcale nie przyniesie ukojenia.
W Złych dzieciach siermięga lat 80 przeplata się z rzeczywistością okupacyjną, która wraca echem w czasach obecnych. Dominik Rutkowski z finezją buduje napięcie, prowokuje zderzenia perspektyw i zręcznie myli tropy. Opowiada o piekle izolacji w trybach historii - tej powszechnej i tej jednostkowej, której towarzyszy niezawinione cierpienie."
Mietka poznajemy jako młodego student, który dorabia oprowadzaniem wycieczek po stolicy. To pod jego opiekę trafia para Norwegów: Judyta i Knut, którzy znają tylko język norweski i są w zasadzie zdani tylko na naszego przewodnika. Ten dwoi się i troi,aby zainteresować przybyszów historią miasta, ale im nie w głowie zabytki, kultura i sztuka. Ich interesują tylko cmentarze. Dlaczego?
Po latach ci sami turyści trafiają po raz drugi do Warszawy i tym razem ujawniają Mieczysławowi, bo już nie Mietkowi, cel swojej podróży i obsesyjne wręcz poszukiwanie grobu. Gdy Mieczysław dowiaduje się czyjego grobu poszukują Judyta z Knutem doznaje szoku, nie wierzy w historię .Nasi norwescy przybysze szukają tajemniczego grobu, który ma się znajdować na starym cmentarzu wojskowym. Kogo tak usilnie poszukują? Kto zakończył swoje życie na polskiej ziemi?
Lubię jak książka mnie uczy czegoś nowego i tak było właśnie w przypadku Złych dzieci. To Pan Dominik Rutkowski zmusił mnie do zgłębienia swojej wiedzy o ... tego Wam nie powiem, bo nie chcę Wam popsuć przyjemności z czytania, ale powiem Wam,że po poszukiwaniach internatu to czego się dowiedziałam przyprawiło mnie o gęsią skórkę. Mówią, że człowiek całe życie się uczy, a i tak głupi umiera.
Podstawowe pytanie jakie trzeba sobie zadać to takie: ile dziedziczymy po swoich przodkach? czy powielamy ich błędy w swoim życiu? Kim są tajemniczy przybysze z Norwegii i czy uda im się znaleźć to co spędza im sen z powiek? Czy poszukiwania będą owoce? Czy może na światło dzienne wyjdą straszne i tragiczne wydarzenia z przeszłości.
Akcję książki autor umiejscowił nie tylko w Polsce tej z czasów PRL- u i tej współczesnej, ale i w okupowanej Warszawie, a także na jednej z wysp w Norwegii, gdzie wraz z matką mieszkała Judyta i Knut.
Dawno nie czytałam tak dobrej książki. To niebanalna historia, która wzbudza w czytelniku skrajne uczucia: lęk, strach, niedowierzanie i współczucie.
Żałuje, że to moje pierwsze spotkanie z autorem, ale mam nadzieję, że niedługo uda mi się nadrobić braki, bo autor oczarował mnie swoim stylem i umiejętnością zmuszenia czytelnika do myślenia.