Niedługo nadchodzi Boże Narodzenie, czyli czas, który dużej części z nas kojarzy się jako czas dobry, wyjątkowy i wnoszący magię do naszego życia. Mam wrażenie, że akurat święta Bożego Narodzenia wywołują w nas skrajne emocje. Wiele z nas raduje się w tym okresie i stara cieszyć z obecności rodziny i bliskich. Jednak wyobrażam sobie, że niektórzy z nas właśnie wtedy uświadamiają sobie, że brakuje jakieś bliskiej osoby, że ktoś się nie pojawił, że przygotowania świąteczne to też duży wysiłek i fizyczny, i psychiczny, i ekonomiczny. Wszystko ma swoje dwie strony. Akurat ja zawsze należałam do tej szczęśliwej strony. To prawda – przed Wigilią potrafi być nerwowo. Kupowanie prezentów, robienie zakupów w tłumie ludzi, sprzątanie czy gotowanie... Mój dom wtedy to stanowczo kłębek nerwów, lecz gdy przychodzi już ten niezwykły czas, cieszymy się, że jesteśmy razem.
Piątka przyjaciół, którzy mimo upływającego czasu, mimo odległych miejsc zamieszkania i mimo różnych zainteresować, nadal uwielbiają siebie nawzajem, wspierają się i... Piszą co roku listy bożonarodzeniowe. Co by się nie działo, to przed Bożym Narodzeniem musi przyjść list od pozostałej czwórki, musi być też wysłany. I nikt nigdy nie zawiódł. To podsumowanie obecnego roku i przypomnienie, że mimo tylu różnic nadal przyjaźnią się. Czyż nie piękna tradycja? Jednak w tym roku jednego listu zabrakło. Można mówić, że się zgubił, że nie było czasu go napisać lub że po prostu się zapomniało. Lecz dochodzą do tego nieodebrane połączenia telefoniczne, nieodpisane maile. Tego nie można zignorować.
Mamy grudzień, więc z zapałem zaczytuję się w książkach świątecznych. W żadnym innym miesiącu nie byłabym w stanie się w nich zaczytywać. Po prostu stronię od literatury obyczajowej czy romansów. Niemniej atmosfera świąt Bożego Narodzenia jest na tyle wyjątkowa, że wychodzę z frazesowej strefy komfortu i zaczynam przez chwilę inaczej patrzeć na świat. Drugą świąteczną książką, którą przeczytałam w tym roku, jest "Bożonarodzeniowa Księga Szczęścia". Tak trochę nie do końca na temat – bardzo podoba mi się tytuł!
Przede wszystkim zdecydowałam się ją przeczytać, bo przypadł mi do gustu pomysł na fabułę. Listy bożonarodzeniowe, droga na ratunek – czyż nie brzmi intrygująco? Mam wrażenie, że to fascynujące połączenie tradycji z czymś odrobinę bardziej nowoczesnym. Tym bardziej że zagadka, co się stało z Leną, czyli bohaterką, która w tym roku nie napisała listu i nie odbiera telefonów, sprawia, że koniecznie chciałam poznać zakończenie. Nie miałam w ogóle koncepcji, co mogło się stać i przyznam, że zakończenie bardzo mnie zadziwiło, choć nie do końca się spodobało. Lecz mimo to je doceniam, gdyż cała ta tajemnica pcha do przodu fabułę, ucząc zarazem czytelnika cierpliwości i w sposób przyjemny przedstawiając inne opowieści z życia bohaterów.
Największym mankamentem, który dostrzegam, jest styl pisarki. Cały czas czułam, że jest niedopracowany i nie chodzi mi tu o to, że autorka nie umie pisać, ponieważ bez wątpienia posiada tę umiejętność. Po prostu uważam, że powinno się jeszcze do tego przysiąść i właśnie dopracować w niektórych miejscach. Być może moje zastrzeżenie wynika z faktu, że język jest bardzo, naprawdę bardzo prosty. Co dla wielu na pewno jest zaletą. W szczególności, że to książka typowo świąteczna. Dla mnie niestety okazało się to wadą. Odbierało potencjał przedstawionym treściom.
Niezmiernie ciekawym zabiegiem literackim jest fakt, że akcja tak naprawdę odbywa się w ciągu tylko kilku dni. Tymczasem listy oraz wspomnienia sprawiają, że poznajemy jako czytelnicy kilkanaście lat życia bohaterów. W rzeczywistości siedzimy razem z Rafałem w jego mieszkaniu, a następnie w samochodzie, by dowiedzieć się, jak wiele przeszli razem z Leną i jak wpłynęło to na ich obecne życie. Fascynowało mnie to, gdyż ogólnie uważam to za ciekawy zabieg literacki i zarazem bardzo trudny. A w "Bożonarodzeniowej Księdze Szczęścia" został on wykonany wprost perfekcyjnie. Dzięki temu mimo że nie dzieje się zbyt dużo, to miałam poczucie, że stało się wiele istotnych rzeczy. Szkoda tylko, że niekiedy opowieść okazywała się naiwna i nie wyobrażam sobie niektórych ciągów przyczynowo-skutkowych.
Niestety też zawiodłam się na kreacji głównych bohaterów. Mamy piątkę przyjaciół, gdzie prym wiedzie tylko dwójka. Pięć postaci, które można genialnie wykreować. Pięć postaci z potencjałem. Żadnego nie poznajemy. Jest skupienie na historii Leny i Rafała i mam wrażenie, że pisarka zapomniała o pozostałej trójce i tym, że poza wydarzeniami w życiu istnieją też osobowości i konkretne relacje, co doprowadza dopiero do właśnie tych wydarzeń.
Teraz chcę przejść do najważniejszej dla mnie części książki, czyli do tematyki. "Bożonarodzeniowa Księga Szczęścia" jest przykładem powieści, która przedstawia treści, z którymi prawie w stu procentach się zgadzam, a nie są one w literaturze zbyt często poruszane. Ujmę to w jednym zdaniu: najważniejsze są priorytety. Brzmi co najmniej sztywno i protekcjonalnie. Jednak ujmuje fakt, że w życiu jest wiele ważnych relacji, spraw i marzeń, z których musimy zrezygnować. Na rzecz czego? Na rzecz tych najważniejszych. Zawsze wydawało mi się okrutną prawdą, że czasami trzeba poświęcić sprawy niezwykle ważne, by móc utrzymać te najważniejsze. I tutaj te sprawy, które określam jako najważniejsze, są dla każdego człowieka indywidualne. Dla jednych jest to miłość i bliscy, dla niektórych kariera, dla innych spełnianie pasji. To kwestia subiektywnego wyboru, do czego każdy ma prawo i jeśli dobrze zdecyduje, na tyle, na ile pozwoli życie, powinien być szczęśliwy. Warto też przy tym pamiętać, że jeśli obiecamy komuś opiekować się nim, to powinniśmy dotrzymać tej obietnicy.
"Bożonarodzeniowa Księga Szczęścia" ma wiele wad pod względem warsztatu literackiego, niemniej w mojej opinii niesie wiele wartościowych treści i pozwala na dogłębną refleksję. Tyle wystarczy, by ostatecznie przymknąć oko na mankamenty i skupić się na najważniejszym. Jeżeli odnajdujecie się w tego typu literaturze, powieść powinna Wam się spodobać.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl