Jak ten czas ucieka… Po trzech latach przerwy z przyjemnością powróciłam do Jagodna i Borowej oraz przesympatycznych bohaterek, z którymi zdążyłam się już zaprzyjaźnić przed laty. Muszę przyznać, że trochę się tu zmieniło, ale gościnne progi małego białego domku nadal zapraszają przyjaciół, znajomych i nieznajomych w potrzebie. Podobnie jak wcześniej, tak i teraz bez trudu zostałam wciągnięta w nowe, intrygujące wydarzenia i bardzo chętnie towarzyszyłam kobietom w realizacji ich nowych pomysłów i zamierzeń. W Jagodnie wciąż wiele się dzieje. Tamara nadal przebywa u babci Róży i razem z Marzeną – przyjaciółką z Kielc starają się odremontować stary dworek hrabianek Leszczyńskich i tchnąć w niego nowe życie. Marysia pomieszkuje u Ewy i stara się zapanować nad rozterkami po tym jak Kamil wyjechał na studia do Krakowa. Róża z Zosią wspierają się nawzajem i swoim optymizmem starają się zarażać otoczenie. Katarzyna pod nieobecność Zofii zaczyna dostrzegać bezsens swojego związku i decyduje się wziąć życie we własne ręce. Małgorzata próbuje sił we własnym biznesie. Do grona dobrze nam znanych bohaterek dołącza Jadwiga – matka piątki dzieci i żona Tadeusza, dobrego majstra, który jednak za kołnierz nie wylewa, nie dba o dom i rodzinę. Niby przypadkiem, dość niespodziewanie okazuje się, że właśnie Jadwiga ma w rękach niezwykły talent, który dla niej jest czymś zupełnie zwyczajnym. Nikt tak jak ona nie potrafi wyczarować cudnych kwiatów z bibuły i niemalże tchnąć w nie życia…
Zapraszam Was do Jagodna, gdzie z pewnością miło spędzicie czas i zapomnicie o swojej codzienności. Bohaterki ujmują swoją gościnnością, w trudnych chwilach zawsze służą radą i pomocą. Działają trochę jak muszkieterowie, a może raczej muszkieterki wyznając zasadę „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Wśród nich możecie poczuć się jak w domu.
Historia obfituje w wiele interesujących wydarzeń, znajdziecie też wyjaśnienie niedokończonych wątków i sporo emocji. To wszystko sprawia, że od lektury trudno się oderwać. Akcja biegnie swoim spokojnym tempem i początkowo miałam wrażenie, że posuwa się jakby trochę zbyt wolno, ale potem jest już tylko lepiej, a w epilogu pojawia się tyle nowych, zaskakujących zwrotów i sytuacji, że od razu chce się sięgnąć po dalsze tomy „Stacji Jagodno”. Trzeba przyznać, że pani Karolina wie jak zainteresować czytelnika, a jej pomysły na ciekawe wydarzenia są wprost niewyczerpane. Z przyjemnością sięgnę po kolejne części, tym bardziej, że ostatnio udało mi się nabyć najnowszy dziewiąty już tom.
Na zakończenie zdradzę Wam jeszcze jeden mały sekret… Jagodno to jedno z tych miejsc, gdzie pierwsza wizyta na pewno nie będzie ostatnią. Dlatego zabierając się za lekturę „Zaplątanej miłości” już rezerwujcie sobie czas na kolejne części. Zapewniam, że czas ten na pewno nie będzie stracony.