Ależ mnie ta książka wciągnęła. Dosłownie sama się przeczytała i to w rekordowo szybkim tempie.
"Wianek z dmuchawców" to książka obyczajowa o ludziach z małej społeczności. Jest to opowieść, która pod płaszczykiem niby lekkiej, spokojnej i mało skomplikowanej historii o ludzkich losach, kryje smutną, dosadną i jakże realną prawdę o tym, czym tak naprawdę jest życie. Mamy okazję zaobserwować, jak historia życia kilku mieszkańców małej wsi postrzegana jest z różnej perspektywy, jak kilka osób krąży w okół tch samych wydarzeń i dopiero taki zabieg daje nam pełny obraz życia małżeńskiego, sąsiedzkiego, życia w społeczności. Nic nie jest takie jakie wydaje się być na pierwszy rzut oka. Wydawałoby się że mamy do czynienia z pozytywnym bohaterem, który jednak w miarę ewoluowania historii okazuje się mieć rogatą duszę, a zadziorna, oschła kobieta skrywa w sobie wielki ból, wielką tragedię i okazuje się, że koniec końców pełna jest jednak uczuć i wrażliwości.
Spora część fabuły osnuta jest w okół biblioteki, bibliotekarstwa i zawodu bibliotekarza. Bardzo mi się to spodobało ale jedyny malutki minusik też się znalazł, mianowicie troszkę mnie znudziły i nie wzbudziły mojego zainteresowania fragmenty z czasopism branżowych jakie zostały wplecione w drugiej połowie książki. Na całe szczęście nie był tego aż tak dużo i można je było pominąć bez straty dla ogólnego przebiegu fabuły.
Z ogromną niecierpliwością czekam na kolejne części, bardzo mnie ciekawi co dalej wydarzy się u dopiero co poznanych bohaterów. Mam nadzieję, że nie będzie trzeba długo czekać na kolejną część.
"Wianek z dmuchawców" to taka powieść, gdzie trzeba czytać między wierszami. Nie wszystko zostało tu łopatologicznie podane na tacy, trzeba samemu poszukać ukrytego znaczenia. Mnie ta książkia dała wiele do myślenia. Szczególnie zakończenie. Nie zdarza mi się to często ale tym razem zatrzymałam się po zakończeniu czytania i oddałam rozmyślaniom. I może ostatnie traumatyczne wydarzenie - choroba wyskoczyło trochę jak królik z kapelusza ale czy tak w życiu właśnie się nie zdarza ? Dziś żyjemy, śmiejemy się, wstajemy rano, wychodzimy do pracy i nagle bummm jakieś omdlenie, zasłabnięcie, zawroty głowy, wizyta w szpitalu i jak grom z jasnego nieba spada na nas wyrok. Nie zawsze nasze odejście z tego świata poprzeda długa i pełna cierpienia choroba. Czasami odchodzimy nagle i szybko, wcale na to nie gotowi. Z resztą na śmierć nikt nie jes gotowy. I warto zatrzymać się, podumać i zapamiętać, że dziś jesteśmy ale co będzie jutro tego nie wiemy więc warto się zastanowić nad tym, czy nasze życie, w szególności życie rodzinne jest takie jakiego pragniemy.