Paige Mahoney żyje w Londynie, gdzie bycie odmieńcem jest surowo karane. W 2059 roku grupa jasnowidzów musi pozostać w ukryciu, jeśli chcą zachować życie. Dziewiętnastolatka posiada rzadki i wyjątkowy dar, a mianowicie jest sennym wędrowcem. Pracuje dla pewnego mima Jaxona Halla, a jej zadaniem jest włamywanie się do sennych krajobrazów, w celu pozyskiwania istotnych informacji. W Syndykacie, w którym mieszka panuje cenzura, trzeba baczyć na każdy swój krok i wystrzegać się kontroli. Po pewnym incydencie dziewczyna zostaje pojmana przez strażników i trafia do kolonii karnej, którą do tej pory uważała za nieistniejącą. W Szeolu I rządzi rasa Refaitów, wyglądających jak ludzie, jednak znacznie od nich silniejszych, o nadzwyczajnych zdolnościach i skłonnościach do okrucieństwa. Paige trafia do niewoli, a jej panem i zarazem trenerem zostaje Naczelnik, mężczyzna o wysokiej pozycji, któremu nikt nie ośmieli się sprzeciwić. Bohaterka nie ma zamiaru jednak być wobec niego uległa, choć zdaje sobie sprawę, że za ostre słowa i nieposłuszeństwo może ją boleśnie ukarać. Dziewczynę czeka seria zadań, w których ma udowodnić, że jest na tyle dobra, by wstąpić do elitarnej jednostki, jednak wie, że nie powinna ujawniać swojej prawdziwej natury, tak pożądanej przez jej wrogów. W kolonii poznaje panujące surowe zasady, nieustający głód ludzi i choć Naczelnik traktuje ją o wiele lepiej niż można by się po nim spodziewać, to Paige wie, że Refaici stanowią dla niej i dla reszty ludzkości ogromne zagrożenie.
"Czas żniw" przeleżał na mojej półce dobre kilka lat. Miałam opory przed sięgnięciem po tę powieść ze względu na jej niemałe gabaryty, oraz podobno skomplikowaną fabułę, w którą trudno się wciągnąć. Jednak kiedy tylko po nią chwyciłam przepadłam już po pierwszych rozdziałach. Samantha Shannon stworzyła wyjątkowe i oryginalne dzieło. Świat przedstawiony jest niezwykle dopracowany i przede wszystkim fascynujący: jasnowidze, mimowie i rasa Refaitów. Dodatkowo objęty cenzurą kraj przypominał mi nieco wizję Orwella w "Roku 1984", podobnie jak tam społeczeństwo podlegało kontroli i restrykcjom. Również kolonia karna w Oksfordzie budziła we mnie niepokojące uczucia, zbieranina ludzi, który albo stawali się Czerwonymi i mieli względy, albo Żółtymi, tchórzami, którzy prędzej czy później umierali. Paige musiała dostosować się do panujących tam zasad, by przetrwać, pielęgnować swój dar, kształtować go, a jednocześnie wypatrywać potencjalnej drogi ucieczki. Nastolatka jest jedną z tych bohaterek, które zbudzają podziw czytelnika, nie jest irytująca, lecz odważna i zdaje sobie sprawę z konsekwencji swoich działań. Nie boi się otwarcie postawić Naczelnikowi, czy innym zamieszkującym Oksford, mimo że nie raz zdarzyło jej się za to oberwać. Jeśli chodzi o postać Naczelnika, to zainteresowała mnie ona już od pierwszej chwili, gdy wkroczyła na scenę. Z jednej strony jest Refaitą, okrutnym i bezwzględnym, Małżonkiem Krwi, naturalnym wrogiem, a jednocześnie stanowił dla mnie olbrzymią zagadkę. Wobec Paige zachowywał się bardziej jak nauczyciel, niż oprawca, należycie ją karmił i zapewnił dach nad głową. Zamiast wzbudzać odrazę stopniowo budził w Paige ciekawość. Trudno było mi przewidzieć jego przeszłość, charakter czy intencje, a mimo to stał się jedną z moich ulubionych męskich postaci. Bardzo spodobał mi się sposób przedstawienia relacji tej dwójki, która ulegała licznym przemianom. W książce występuje wiele barwnych i charakterystycznych postaci, jedne budzą współczucie, a inne skrajną nienawiść. Akcja rozwijała się bardzo płynnie, została dokładnie przemyślana, nie było chaosu mimo licznych nieprzewidzianych przez bohaterów zdarzeń. Choć początkowo musiałam korzystać z zamieszczonego na końcu słowniczka, to bardzo szybko przyswoiłam sobie nowe dla mnie terminy i potem zagłębianie się w fabułę było czystą przyjemnością.
"Czas żniw" to jedna z najlepszych fantastycznych powieści, jakie do tej pory było mi dane czytać. Zawiera mnóstwo wątków, które są ze sobą spójne, świat pełen magii, grozy powoduje nieustępliwe napięcie. Mimo, że ma ponad 500 stron, ja pochłonęłam ją z zastraszającym tempie, wywoływała we mnie dużo emocji i wręcz nie mogłam się doczekać dalszych losów Paige i Naczelnika. Zakończenie było dla mnie zaskakujące i emocjonujące, przez co czuję ogromną chęć jak najszybszego poznania kontynuacji. Gorąco polecam tą świetną powieść, żałuję tylko, że nie przeczytałam jej od razu po zakupie, teraz wiem ile straciłam. Może początkowo wydawać Wam się skomplikowana, jednak jeśli tylko przebrniecie przez początek, to potem Was pochłonie.