Dalsze losy trzech bohaterek, jakże niepokornych z uwagi na czasy i przypisane ówczesnym kobietom role społeczne. Tym razem bohaterkę pierwszej części, Elizę, będziemy widywać w tle, na dalszym planie nadal będzie pozostawać Judyta, o których i tak do tej pory wiemy najwięcej. Teraz nastał czas na bliższą konfrontacje z Klarą, młodą zbuntowaną dziennikarkę. Kobieta o mocnym charakterze, idąca pod prąd panującym poglądom konserwatywnego społeczeństwa. Można sobie wyobrazić, jak osoba o bezkompromisowych i postępowych ideach naraża się na kłopoty i to już w zestawieniu z racjami rodziców. Brat po wejściu w odpowiedni wiek otrzymał od ojca swoją część spadku, natomiast ona, jako kobieta, może jedynie liczyć na wyżebrane drobnych sum do momentu aż wyjdzie za mąż. Tylko wtedy, dla niej, jak dla każdej innej kobiety w tamtych czasach, może nastąpić tylko zmiana zarządcy jej majątku, z ojca na męża. Trudno zatem dziwić się postawie Klary, chęci zerwania z przymuszaniem do odgrywania roli przedmiotu przekazywanego z reki do ręki, dodajmy, za odpowiednią sumę. Jednak o tyle są to szczęśliwe dla niej czasy, iż to moment w historii szczególny, gdy ruszają do walki sufrażystki, kobiety o podobnych przemyśleniach, z charakterem i wolą do wkroczenia w nowy wiek jako te, od których będą zależeć losy państwa w równym stopniu co od mężczyzn. Oczywiście bycie z przekonania i zaangażowania feministką nie przeszkadza Klarze zadłużyć się mężczyźnie równie nieoczekiwanie, jak wcześniej zdarzyło się to jej przyjaciółce Elizie.
Treść ukazuje też dalsze losy zagubionej Judyty, nieszczęśliwie zakochanej, zdradzonej w jej krótkim życiu już przez dwóch mężczyzn nie jest łatwo pogodzić życie artystki z emocjonalnym rozchwianiem. Po kolejnym zawodzie niemalże ucieka z Krakowa do Wiednia, ale i tu trudno jej zyskać spokój. Tak młoda osóbka, po tak traumatycznych przejściach, jakie zafundowało jej dotychczasowe życie, nie ufa już mężczyznom, a nawet samej sobie.
Dla mnie cała trylogia ma swoistą moc wypowiedzi. Przypomina mi trochę Orzeszkową, po części tez innych autorów z okresu Pozytywizmu i Młodej Polski. To co najbardziej zajmuje mnie w tego typu społeczno-obyczajowych książkach to właśnie tło, na jakim rozgrywają się zdarzenia. Wszelkie przemiany polityczno-społeczne, dzięki którym odnajdujemy dawny świat, wydarzenia, które w przyszłości zaowocują konstrukcją świata o zupełnie nowym wyrazie - to wszystko jest tak inne od dzisiejszego i tak zmyślnie zaprezentowane przez autorkę, że mnie bardzo wciągnęło w treść. Choćby to jak postęp techniczny szybko zacznie rewolucjonizować prace w fabrykach i zmieniać kształt rzeczywistości na przestrzeni stu lat, bo przecież dziś łatwo możemy porównać z tym co Wojdowicz opisuje w swojej trylogii. Jak zmienia się spojrzenie ludzi na innych, ich udział w życiu lokalnym i bardziej globalnie, również na rzemiosło. Nie ma samolotów, ale jest szeroko rozwinięta gałąź linii kolejowych i pomimo podziału naszego ówczesnego kraju można dzięki paszportowi przemieszczać się po ziemiach zaborców, również wyjeżdżać na uczelnie do Austrii, Niemiec czy Francji.
Bardzo odpowiada mi klimat tych powieści, tak dobrze oddający ten sprzed ponad wieku. Świetnym rozwiązaniem było przeplatanie losów wchodzących w życie dziewcząt i przeobrażanie ich na kartach "Niepokornych" w młode, dojrzewające i walczące o swoje miejsce kobiety.
Największym błędem w podejściu do trylogii jest rozplanowanie czasu wydawania poszczególnych części na przestrzeni trzech lat! Takich treści nie rozbija się na tak długie okresy, bo zatraca się cały klimat. Czytając kolejny tom pamiętam wydarzenia z pierwszego, ale też odczuwam jakiś brak, a przecież nie jest to wina samej treści. Może to ładnie wyglądać, że przychodzi czerwiec i będzie kolejna część, ale w przypadku takich książek, jak "Niepokorne" to nietrafiony zabieg.