Brent Weeks to amerykański autor powieści w kanonie literatury fantastycznej. Sławę zyskał dzięki trylogii „Anioł nocy”, która okazała się bestsellerem. Nasłuchałam i naczytałam się wielu pozytywnych opinii o pisarzu, dlatego postanowiłam sprawdzić jego geniusz literacki na własnej skórze. Okazję dostałam bardzo szybko dzięki wydawnictwu MAG, od którego dostałam pierwszy tom „Powiernika Światła”, który nosi tytuł „Czarny Pryzmat”. Może na książce się nie zawiodłam, aczkolwiek oczekiwałam czegoś o wiele bardziej niezwykłego po tylu superlatywach, które o prozaiku słyszałam.
W książce spotykamy się z zupełnie nowym rodzajem magii. Nie ma różdżek, pierścieni czy peleryn niewidek. Czarnoksiężnik nazywany jest krzesicielem. Jak sama nazwa tego pojęcia wskazuje osoby w tym kierunku uzdolnione „krzeszą” nie z czego innego jak z kolorów. Osoba albo rodzi się z takimi zdolnościami lub też zostaje zwyczajnym śmiertelnikiem. Nie można nauczyć się krzeszenia. Dany kolor, którym czarujemy, jest w naszym organizmie. Barwa wpływa też na nasz sposób bycia. Niebieski krzesiciel jest spokojny i opanowany, natomiast czerwony jest energiczny oraz nieprzewidywalny. Co dziwne u niektórych osób nie kończy się na jednym kolorze. Władając jednym zabarwieniem zostajesz - monochromatą, dwoma - dichromatą, a trzema lub większą liczbą – polichromatą. W Chromerii, jednym państwem z Siedmiu Satrapii, im większą liczbę barw krzeszesz z luksynu, tym wyższy jest twój status społeczny oraz zarobek.
Gavin Guile jest Pryzmatem. Gdyby zapytać kogoś, kto nie miał styczności z powieścią, co to jest pryzmat zapewne odpowiedziałby znanej wszystkim definicją, iż jest to bryła, używana w optyce, która rozszczepia światło białe na kolory. W świecie Brenta Weeksa Pryzmat to najpotężniejszy i najważniejszy człowiek na świecie. Tylko on może utrzymać pokój na ziemi. Dlaczego nie nazywamy go cesarzem czy królem tylko nosi wspólny tytuł z bryłą? Odpowiedź jest bardzo prosta. Tak samo jak narzędzie używane w optyce tak samo Gavin umie krzesać jako jeden z nielicznych siedem kolorów jednocześnie z białego światła. Można pozazdrość tych niesamowitych umiejętności i ważnego stanowiska. Jednak także ten interesujący talent ma wady. Pryzmaci nie żyją tyle co przeciętni ludzie. Guile wie, że zostało mu tylko pięć lat życia, dlatego wyznacza sobie pięć celów do spełnienia. Pedantyczny porządek i obliczenia psuje fakt, iż bohater ma nieślubne dziecko, które od kilkunastu lat żyję w Tyrei. Pomimo całego zamieszania Pryzmat postanawia go odnaleźć.
Drugim ważnym bohaterem powieści jest szesnastoletni mieszkaniec Tyrei – Kip. Chłopak nie wyróżnia się niczym pozytywnym. Jest niezdarny i gruby oraz nieszczęśliwie zakochany. Żyję z niedoceniającą go matką, Liną, uzależnioną od mgiełki. Z taką perspektywą codzienności trudno marzyć, że jego byt kiedyś się poprawi. Egzystencja na tej ziemi jest jednak pełna niespodzianek. Pewnego dnia Tyrea zostaje zaatakowana. To dopiero początek zupełnie nowego życia Kipa pełnego nieprzewidzianych wydarzeń.
„Lepiej dwa razy się zastanów, zanim posłużysz się przeciwko komuś jego sumieniem. Bo może okazać się, że go wcale nie ma.” *
Już po pierwszym rozdziale można zaobserwować, iż Weeks wybiera na swoich czytelników tylko ludzi cierpliwych i inteligentnych. Nowe pojęcia fantastyczne nie są wytłumaczone zaraz na początku. Do wszystkiego trzeba dojść samemu po przeczytaniu określonej ilości stron. Najwidoczniej do wytrwałych nie należę i nieznajomość tych ważnych definicji zniechęcała mnie do dalszego czytania, dlatego wiele razy odkładałam powieść myśląc, iż gdy zacznę ją ponownie, pojmę ją. Styl pisarza zupełnie nie przypadł mi do gustu. Moim zdaniem był ciężki i mozolny. Zwrotów akcji było pełno, aczkolwiek dla mnie dialogi wlekły się w nieskończoność, do tego niesamowicie musiałam się na nich skupić, aby żadna potrzebna informacja mi nie uleciała. Nie umiałam przeczytać ani strony przed snem, kiedy byłam zmęczona. Opisy krzesania oraz miejsc nie oddziaływały na moją wyobraźnie. Nie umiem racjonalnie wytłumaczyć, gdzie Brent Weeks popełnił błąd, jednakże jego pisarstwo zupełnie do mnie nie trafia. Natomiast bohaterowi wykreowani są wyśmienicie. Najbardziej polubiłam Kipa, który nie jest typowym herosem z wielkimi mięśniami. Wręcz przeciwnie jest zakompleksionym chłopakiem, który swoją wartość musi odkrywać na nowo. Drzemie w nim siła i potencjał. Ma także niewyparzony język i przez swoją ciętą ripostę wiele razy trafia w tarapaty.
Po przeczytaniu pierwszego tomu „Powiernika Światła” mam do Pana Brenta Weeksa ogromny szacunek. Stworzył on zupełnie odmienną metodę magii, czarnoksiężników, a nawet nowy świat. Fabuła, której nie znajdziemy w żadnej innej powieści oraz osobliwi bohaterowie, których nie sposób nie polubić. Mimo wszystko polecam to osobą wytrwałym i cierpliwym, bo w zamian za to zostaną obdarowani niezwykłą historią.
___________________________________________________________________________
* „Czarny Pryzmat” Brent Weeks strona 155