Świeża, jeszcze pachnąca tuszem emocji książka określona thrillerem psychologicznym o zagadkowej okładce, przed którą nie lada wyzwanie, by w gąszczu tego gatunku wybić się na usta czytelników jako pozycja, po którą warto sięgnąć. Czy zatem można powiedzieć: „to trzeba przeczytać!”?
Joannę prześladują wizje, które bliscy tłumaczą zaburzeniami psychicznymi. Zamknięty oddział szpitalny, szereg konsultacji psychiatrycznych, leki, próby układania życia według normalnego społecznego schematu, a jednak mocne obrazy zarówno przeszłości, jak i przyszłości nie pozwalają bohaterce normalnie funkcjonować, jako żonie i matce. W trakcie powrotu z urlopu kobieta i jej bliscy ulegają wypadkowi. Rekonwalescencja Asi odsłania obrazy i fakty (a może mity?), których kobieta nie umie wytłumaczyć. Wątpliwe wydają się również słowa, jakimi najbliżsi zbywają bohaterkę, gdy ta zapyta o córkę. Co faktycznie dzieje się z życiem i zdrowiem Joanny? Jakie wydarzenia miały miejsce krótko przed wypadkiem? Skąd biorą się niewytłumaczalne wizje? Kobieta wraz z czytelnikiem odkrywa, na jakich podwalinach budowała dotychczasowe życie.
Zaczynając od plusów należy przyznać - jak to ostatnio często się zdarza – pomysł na fabułę jest bardzo dobry, jak i niesie ze sobą ogromny potencjał. Przed autorem zazwyczaj stoi nie lada wyzwanie, by ten dobry pomysł przerodził się w równie dobrą historię dopieszczoną niezłym wykonaniem. Czytając „Czarne morze” odniosłam wrażenie, jakbym czytała debiutanta, lecz okazuje się, że tutaj nie ma co patrzeć przez palce i przymykać oka na słabe strony. Osobowość postaci nie dała mi sposobności nawiązania nici sympatii, płytko potraktowane istotne wątki skutecznie były wypierane przez błahe, obszerne, a niemające za wiele wspólnego sytuacje czy wspomnienia Joanny. Absolutnie nie przemawia do mnie sięgnięcie po nadprzyrodzone umiejętności w tego typu książkach. W efekcie nie udało mi się dostatecznie wgryźć w emocje, które chciała oddać Karolina Macias – nie uratowało tego również zakończenie, choć obiektywnie przyznaję, że spodziewałam się innego finału.
W „Czarnym morzu” brakło głębi, silnych emocji i napięcia, jakiego oczekuje czytelnik sięgając po thriller; nie zabrakło natomiast wzburzonych fal dramatu rodzinnego i obyczajowej strony mocno pokiereszowanej bohaterki. Biorąc pod uwagę powyższe zarzuty wspomnę tylko, że to nie jest zła książka, a może po prostu nieprawidłowe zaszeregowanie w gatunku i w efekcie okaże się, że zyska grono sympatyków, do których ja na dzień dzisiejszy zaliczyć się nie mogę.