„Życie to chwila, którą można przegapić” - pomyślałam po skończeniu czytania. Można z cierpieniem w sobie, z urazą do całego świata i do siebie samego przejść ścieżką wybrukowaną łzami i pretensjami do wszystkich i wszystkiego. Można, jak bohaterowie powieści, dojść do pewnego punktu, do rozstaju dróg i stać. I czekać. I zastanawiać się. W pewnym momencie swojego marszu osoby z książki stają w obliczu ceglanej ściany i muszą dokonać wyboru między prawą, a lewą stroną, między dobrem, a złem, między nieznanym cierpieniem i szczęściem... Scenariusze, jakie pisze codzienność, często nijak mają się do tych skrupulatnie przygotowanych przez siebie. Jeden krok może zniweczyć wszystko, co budowaliśmy od lat i co stanowiło trwają konstrukcję. Jedno słowo może zniszczyć naszą godność, jeden gest przekreślić nas w oczach innych, a wszystko to bardzo dobrze uchwyciła w swojej powieści Katarzyna Kielecka, autorka „Cytrusowego gaju”. To i wiele innych ludzkich emocji, jakie wypełniają każdego z nas.
Życie Ady nie jest usłane różami. Było, ale wiatr porwał kwiaty i ukazał się bruk mokry od łez. Doszła do ściany, a bijąc o nią głową zmaga się z wewnętrznym bólem kobiecości. Podobnie z Majką, koleżanką z pracy. Oceniana przez innych w kategoriach „szczęściary” poznaje samą siebie od biernej i brudnej strony. Zaawansowana ciąża zmusza ją do przerwania pracy i tu zaczyna się inne wersja kobiety o imieniu Majka, co nagle obco brzmi. Wkracza niezadowolonie, brak wiary w siebie, brak motywacji czy zwykłej chęci podobania się własnemu mężowi. Dni mieszają się z nocami, rozpada się to, co było dobre i bezpieczne. Zła matka? Zła żona? Kim jestem? - pyta samą siebie. Ona i inni zabrnęli na meandry grząskie jak bagno. Jest też i męska część – dobroduszny Tomasz, czy brutalny w swych poczynaniach Jacek. Każdy z nich nieświadomie wkracza w etap zmian i odmienności. W brutalność, która zmienia ich twarze na odrażające, wręcz trudne do rozpoznania w lustrzanym odbiciu. Walka z samym sobą, czy zamykanie się na ludzi nic nie dają, nie leczą ciał ani umysłów, nie koją nerwów, nie łagodzą strachu. Każdy z bohaterów na swój sposób walczy z demonami zadomowionymi w duszy. Życie... Decyzje... Myśli... Zawsze jednak jest nadzieja, bo przecież wszystkie ścieżki prowadzą do Cytrusowego Gaju...
Przyznam szczerze, że sięgając po książkę miałam ambiwalentne odczucia. Coś mi mówiło, że okładki skrywa typowo kobieca, podlana romantyzmem i wzlotami miłosnych uniesień powieść nie dla mnie. Że będzie tak słodko, że aż mdło. Ale, jakże mnie zaskoczyło szybkie przeinaczenie pochopnej oceny. Już na początku okazało się, że to dobra książka. Plastyczna, ciekawa i bardzo przemyślana. Szybko wkroczyłam w świat, jaki wyłaniał się z kart. Hospicjum, szpital, choroby dzieci, świat, w którym pewna jest tylko ta chwila, bo o jutrze nie wie nikt. W ten świat szybko wchodzisz i akceptujesz go. Żyjesz każdą z postaci, choć nie każda jest godna uwagi, a postępowanie razi i irytuje. Autorka zastosowała trik, serwując nam całą gamę ludzkich charakterów, a tym samym przekreślając możliwość personifikacji tylko z jednym. Ciekawa fabuła trzyma cię do końca w swych szponach. Te okładki skrywają dobrze wykonaną robotę – posługując się mową rzemieślników. Dobra kreacja tła, lekkie pióro i świetne opisy miejsc bardzo podnoszą walory tekstu i pobudzają wyobraźnię, która tworzy, maluje i próbuje przewidzieć koniec owej historii. A ta już ową wyobraźnię przerasta, bo do końca owiana jest tajemnicą.
„Cytrusowy gaj” to książka poruszająca tematy śmierci, porzucenia przez matkę, przemocy domowej, czy depresji poporodowej, która niszczy macierzyństwo i kobiecość w ogóle. Mamy tu zwykłych ludzie i ich problemy od których powieść buzuje. I pewnie dlatego jest ona tak dobra, magnetyczna i tak życiowa. Ot nic nadzwyczajnego, a jednak.
Dziękuję za egzemplarz ksiązki sztukaterowi.