"Cyngiel Temidy" premierę miał pod koniec października i wtedy zacierałam na niego rączki. Ostatecznie, gdy odebrałam paczkę od Wydawnictwa Zysk i S-ka musiałam położyć ją na stosiku w kolejce i czekała tam dosłownie kilka dni, bo spieszyło mi się do lektury. Dlaczego? Bo o ile opis bardzo mnie zachęcił do przeczytania, tak okładka nie leży mi tak bardzo, że aż mi z tym źle. Ale nie zawsze za okładką kryje się to, czego się spodziewamy, prawda?
Zatem, o czym jest ta książka?" Cyngiel Temidy" zabiera nas, czytelników po części do czasów PRL. Pewnie stąd ta okładka, ale wybaczcie, mi ona kojarzy się jedynie z jakimś dzikim Safari. W każdym razie poznajemy prokuratora Kociszewskiego i z nim cofamy się właśnie w przeszłość, a w teraźniejszości z kolei poznajemy inną bohaterkę, Panią prokurator, aczkolwiek młodziutką i mamy okazję obserwować jak sobie radzi ze sprawą, która na pierwszy rzut oka wygląda na dziwną serię zgonów, ale ostatecznie może się okazać, że wcale nie są takie przypadkowe.
O ile faktycznie sprawa kryminalna wydawałaby się ciekawa, to została potraktowana nieco po macoszemu. Ba, mam wrażenie, że Wolski postanowił spróbować wpleść swobodniejsze dialogi, lżejszy język, aby powieść była bardziej przystępna i czytało się ją szybko, wręcz frunąc przez nią, ale to nie wyszło. Bardzo mnie irytowało, że w momencie gdy tak naprawdę wszystko robi się dość brutalne, krwiste, to ja miałam wrażenie, jak bym czytała komedię i to nie w tym pozytywnym znaczeniu, czyli komedii kryminalnej, ale jakoś tak... jak by autor sam nie wiedział w którą stronę pójść.
To samo z czasami PRL. Można było faktycznie mocno zahaczyć o ten okres, bo jest o czym opowiadać, a jedynym mianownikiem jest nasz główny bohater. Przyszła moda na to, aby mieszać przeszłość z teraźniejszością, cofać się do niedomkniętych spraw i wygląda to tak, jak by autor stwierdził, że skoro innym wyszło i są to świetne książki, to sam taką napisze. I pomysł był dobry. Ale to tylko pomysł.
I tu dochodzimy do momentu, w którym określiłabym "Cyngiel Temidy" jako mieszankę kryminału retro, sensacji i thrillera. Co za dużo to nie zdrowo i o ile faktycznie czytało mi się lekko, szybko, to poza świetnymi bohaterami nie znalazłam w treści nic, co chciałabym zapamiętać...
Dlatego, podsumowując, dla mnie ta książka wskakuje na 6/10 gwiazdek. Czegoś zabrakło choć pomysł był świetny.
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Zysk i S-ka.