Dla większości ludzi, a na pewno dla większości Polaków, słowo Cygan jest synonimem złodzieja, oszusta, lenia, któremu nie chce się pracować, woli natomiast, wykorzystując jakieś niecne sztuczki, wyłudzać pieniądze od uczciwie zarabiających, acz naiwnych ludzi. Dowodem na to, że myślimy w taki sposób są choćby stereotypy językowe, typu cyganić. Romowie kojarzą nam się pewnie również z kolorowymi taborami, specyficzną muzyką i tańcem – po dodaniu jednego do drugiego mamy wizerunek człowieka prowadzącego łatwy i wesoły żywot, niczym się nieprzejmującego. Szkoda, że nie potrafimy patrzeć obiektywnie i przede wszystkim realnie.
Właśnie taki – nieuproszczony, rzeczywisty obraz Romów ukazuje Lidia Ostałowska w zbiorze reportaży Cygan to Cygan. Jest to właściwie czternaście opowieści pisanych od 1996 do 2012 roku, które przedstawiają losy grup Cyganów w kilku krajach Europy, między innymi w Rumunii, Bułgarii, Czechach i na Słowacji, również w Polsce. Autorka na przykładzie konkretnych ludzi i rodzin obrazuje obyczaje Cyganów, biedę i problemy socjalne, pragnienie lepszego życia, a przede wszystkim trudności w budowaniu więzi między Romami i gadziami (nie-Cyganami). Niestety nadal bardzo często Cyganom zarzuca się, że są aspołeczni, nie potrafią żyć we wspólnocie narodowej, mówi się o nich, że nie potrafią się nigdzie osiedlić, wędrówkę mają we krwi, wolą żebrać niż uczciwie pracować. Szkoda, że nie zauważamy, że sami nie potrafimy stworzyć Romom dogodnych warunków do zbudowania wspólnoty, izolujemy ich i odsuwamy jak brudny, niewygodny problem.
Każdy z reportaży Ostałowskiej jest wyjątkowy, każdy stanowi krótką formę, ale przekazuje mnóstwo treści. Pisząc o Cyganach, autorka stara się walczyć z falą stereotypów, które w nas siedzą i których jakoś nie można wyplenić. Wielką wartością książki jest to, że w gruncie rzeczy nie pokazuje ofiar, jest to obraz bardzo wiarygodny, wcale nie podmalowany, autorka nie zaprzecza niektórym zarzutom, które stawiamy Cyganom, ale pokazując bardzo różnorodne problemy ludności cygańskiej, stara się skłonić czytelnika do zastanowienia się, skąd te wszystkie problemy się biorą. Bo na pewno nie z natury czy usposobienia Romów, jak twierdzą ludzie, którzy wolą zamknąć oczy na to, co na świecie jest nie do końca dobre i poukładane.
Dla mnie ta książka jest esencją humanizmu i na pewno wiele razy do niej wrócę. Odbieram ją trochę jak wielki wyrzut skierowany w stronę władz państw europejskich, ale też do zwykłych obywateli, przypominający, że w XXI pierwszym wieku nadal odsuwamy, izolujemy drugiego człowieka, bo ma inny kolor skóry czy inne obyczaje, a nie potrafimy stworzyć mu miejsca wśród nas. Zbiór po raz pierwszy został wydany w roku 2000, naprawdę warto sięgnąć po uzupełnione wznowienie, w dodatku z piękną okładką. Cóż dodać – lektura obowiązkowa dla każdego, kto, jak ja, interesuje się historią Romów i innych odsuniętych przez historię grup etnicznych. Dla mnie była wstępem do drugiego reportażu Lidii Ostałowskiej Farby wodne, którego recenzja wkrótce pojawi się na moim blogu.