Mówi się, że gdy zajrzysz choć jeden raz do Cukierni pod Amorem, to będziesz do niej wracać przez całe życie. Nie wiem, czy będę wracać do sagi o Gutowie wielokrotnie w trakcie swojego życia, ale jedno wiem na pewno: przeczytawszy pierwszy tom, nie można nie przeczytać drugiego.
Małgorzata Gutowska-Adamczyk po raz kolejny w iście mistrzowski sposób snuje historię rodu Zajezierskich. Jej dbałość o detale niezmiernie mnie zadziwia, ponieważ przez powieść przewija się masa bohaterów, z których każdy ma własne drzewo genealogiczne. Autorka nie dość, że z ogromnym talentem przedstawia ich życiorysy, to jeszcze ani razu się nie gubi! Jej opowieść jest zwarta, ciekawa, przemyślana i napisana z niespotykanym rozmachem. Dzięki tytanicznej pracy autorki mamy okazję poznać nie tylko fikcyjne losy fikcyjnych bohaterów, ale i żywą historię Polski z okresu I wojny światowej i dwudziestolecia międzywojennego. Jest to jedna z najlepszych polskich książek, jakie czytałam i muszę przyznać, że więcej historii naszego kraju wyniosłam właśnie z dzieła Gutowskiej-Adamczyk niż ze szkolnych podręczników.
Jak zwykle fenomenalnie czytało mi się powieść jej autorstwa. Tym razem nie pogubiłam się w fabule, więc albo od czasu pierwszego tomu Cukierni zmądrzałam, albo autorka wyeliminowała u siebie skłonność do przeskakiwania z wątku do wątku w obrębie jednego rozdziału. Jakkolwiek by nie było, drugi tom Cukierni i tak stanowi dla mnie kawał świetnej literatury. Styl Gutowskiej-Adamczyk jest bezbłędny i nie wymaga jakichkolwiek poprawek bądź uwag. Dbałość o poprawną polszczyznę widać bowiem w każdym napisanym przez nią zdaniu. Jeśli mi nie wierzycie, to sięgnijcie po pierwszą-lepszą książkę jej autorstwa, a przekonacie się, że piszę prawdę. Nie znam nikogo, kto pisałby lepiej od Gutowskiej-Adamczyk.
Choć tytuł podpowiada, że będziemy mieli do czynienia z Cieślakami, to Zajezierscy wciąż mają wiele do powiedzenia. Nie zabraknie więc Hrabiego Tomasza i jego żony Adrianny, a pałac w Zajezierzycach nadal będzie czarował nas swym blaskiem (z jednym, kilkuletnim, wyjątkiem). Jednak nie oznacza to wcale, że o Cieślakach nie przeczytamy ani słowa! Otóż poznamy w końcu dalsze losy Marianny Blatko, kochanki Tomasza Zajezierskiego, a także ich syna - Paula Connora. Ciekawie przedstawiać się będą dalsze losy Kingi Toroszyn i jej córki, Grażyny, która wbrew konwenansom i woli matki wybrała karierę aktorki i jako Gina Weylen podbiła polską scenę kabaretową, deski teatru, a z czasem także i szklany ekran. To właśnie Gina skradła moje serce w tym tomie - odważna, z pomysłem na siebie, z zapałem dążąca do spełnienia swoich marzeń, posiada wszystkie cechy, które ja sama chciałabym mieć. Pozostałe postacie również bardzo się rozwijają, choć szkoda, że wątki Pawła Zajezierskiego i Wandy Byławskiej zostały potraktowane po macoszemu. Choć w sumie jest to zrozumiałe, zważywszy na to, jaką drogę obrali - Paweł został księdzem, a Wanda zakonnicą. A o tym nikomu nie chce się czytać.
Po raz kolejny podkreślę również, że rozdziały z Igą Hryć traktowałam - zapewne niesprawiedliwie - jedynie jako przerywniki, które odrywały mnie od głównej historii. A tak naprawdę to przecież te rozdziały są najważniejsze, podczas gdy rozdziały z przeszłości służą za tło i przypomnienie tego, co było związane z tajemniczym pierścieniem i jego zniknięciem. Ale to nie moja wina, że Gutowska-Adamczyk przedstawia przeszłość w tak genialny sposób! A jeśli już o intrydze z pierścieniem mowa, to - a jakżeby inaczej - nic się w tym tomie nie wyjaśnia. Pozostaje mi czekać na trzeci, za który, na szczęście, zabieram się już wkrótce!
Nie wiem jak inaczej mogłabym Was zachęcić do lektury sagi o Gutowie. Najlepiej samemu się przekonać, ile prawdy jest w tym, co piszę. W moim odczuciu każda książka Gutowskiej-Adamczyk posiada wyjątkowy klimat - wprost nie do podrobienia. Natłok informacji i wątków przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie, kiedy przychodzi nam poznawać fascynujące dzieje rodu, którego członkowie żyli jeszcze przed I wojną światową. Poza tym... nikt chyba nie przejdzie obojętnie obok rozbudowanego opisu tego, jak do Polski wchodziły pierwsze automobile, jak wychodki i nocniki zastępowano toaletami i kanalizacją, jak elektryczność zaczynała wypierać lampy naftowe... Ot, samo życie. Polecam przeczytać, naprawdę warto.
Ocena: 5/6