Zaginięcie Klementyny Wiertnickiej to nie tylko zagadka kryminalna – to podróż w głąb mrocznych zakamarków ludzkiej psychiki i tajemnic, które często sami przed sobą ukrywamy. Tomasz Wandzel w „Córce zakonnika” snuje opowieść pełną napięcia, gdzie każda wskazówka jest jak cień – niby coś mówi, a jednak pozostawia więcej pytań niż odpowiedzi.
Od pierwszych stron wciągnęła mnie atmosfera Gdańska, nie tego pocztówkowego, ale realnego, dusznego, pełnego zakamarków, w których mogłaby przepaść nie tylko Klementyna, ale i zdrowy rozsądek śledczych. Komisarz Janusz Woronko i aspirantka Katarzyna Solińska to duet, który działa jak dwa ostrza tej samej broni – każde ma swoją funkcję, ale razem tną rzeczywistość na kawałki, szukając prawdy. Ich interakcje, pełne napięcia i wzajemnych przytyków, były dla mnie jedną z najjaśniejszych (choć niepokojąco cynicznych) stron tej historii.
A potem na scenę wkracza Leokadia Pawlak, kobieta, która zdaje się żyć w rzeczywistości zbudowanej z niedopowiedzeń i ukrytych znaczeń. Jej historia, początkowo wyglądająca na osobliwy żart, okazuje się sercem tej opowieści. Córka zakonnika – brzmi jak absurd, prawda? Ale Wandzel wie, jak z absurdu wykuć dramat, który wciąga i nie pozwala odetchnąć.
Woronko, z jego cynizmem i zmęczeniem światem, przypomina mi wilka, który zbyt długo krążył po pustkowiach i teraz wrócił do miasta, by zrozumieć, że nigdy nie przestał być dziki. Z kolei Solińska to inna bestia – młoda, bystra, zdeterminowana, ale nosząca w sobie cień nieujawnionych słabości. Ich rozmowy to pojedynek na słowa jak szachy rozgrywane na planszy pełnej min.
A Leokadia Pawlak? Ona jest jak zjawa, która pojawia się i znika, pozostawiając za sobą chaos. Wydaje się, że nie pasuje do tej opowieści, a jednak to właśnie ona sprawia, że wszystkie elementy układanki zaczynają się łączyć. Czy rzeczywiście jest córką zakonnika? Czy to tylko metafora, której nie potrafimy zrozumieć? Wandzel nie daje nam łatwych rozwiązań, zmuszając nas do snucia własnych teorii – i to jest w tym wszystkim najpiękniejsze.
Podobało mi się, że autor nie daje łatwych odpowiedzi. Każdy nowy trop bardziej gmatwa sprawę, a każda odpowiedź rodzi kolejne pytania. W pewnym momencie przestałam zgadywać, kto jest winny, bo i tak byłam pewna, że Wandzel wywróci moje oczekiwania do góry nogami. I nie myliłam się – zakończenie wbiło mnie w fotel, pozostawiając z mieszanką niedowierzania i podziwu.
„Córka zakonnika” to książka, która udowadnia, że kryminał nie musi być prostą historią o zbrodni i karze. To coś więcej – zagadka, która wciąga nas do środka i każe zastanowić się, jak wiele sekretów kryje się w nas samych. Jeśli szukasz czegoś, co wykracza poza schematy, ta książka jest jak najbardziej dla Ciebie.