Pisanie recenzji drugiego tomu jakiejkolwiek trylogii czy też cyklu zawsze przysparzało mi wiele problemów. Chcąc nie chcąc muszę zdradzić kilka faktów, niejednokrotnie uchylając rąbka tajemnicy drugiego tomu, więc jeśli nie czytaliście "Przeznaczenia Adhary" to recenzję "Córki krwi" czytacie tylko z własnej, nieprzymuszonej woli.
Często drugie części trylogii są swojego rodzaju wadliwym pomostem między pierwszym, często świetnym początkiem przygód bohaterów a ostatnią, finalizującą częścią. Czytelnik musi z trudem (lub zachwytem) przebrnąć przez ów pomost, ponieważ zawarte są w nim informacje, które są splątane z ostatnim, trzecim tomem przygód bohaterów, ale przecież o tym wiecie.
"Córka krwi" jest jednym z tych cudownych, obfitujących w akcję pomostów, przez które czytelnik niemalże biegnie ciekawy, co będzie na kolejnej stronie, rozdziale. W przeciwieństwie do "Przeznaczenia Adhary" w którym to akcja toczy się leniwie i spokojnie "Córka krwi" obfituje w gwałtowne zwroty akcji, krwawe opisy walk i rytuałów, a czytelnik przeżywa z Adharą chwile prawdziwej grozy.
Król nie żyje, Świat Wynurzony pogrążony jest w wojnie z przepięknymi, bezlitosnymi Elfami, na których czele stoi król Kryss wraz ze zdrajcą, Sanem i jego podopiecznym, Amhalem nowym wcieleniem zła. Gdyby jeszcze tego było mało zaraza dalej dziesiątkuje mieszkańców wioski.
Nad Światem Wynurzonym unosi się odór zgnilizny, krwi i śmierci.
Królowa, pozostawiona bez wsparcia ukochanego męża i syna postanawia wyruszyć na wojnę pozostawiając królestwo pod opieką piętnastoletniego wnuka, Khalta brata bliźniaka Aminy, przyjaciółki Adhary.
Atmosfera na dworze jest przytłaczająca, wypełniona strachem i nienawiścią.
Adhara dowiedziawszy się kim jest i w jaki sposób została stworzona nie może znaleźć sobie miejsca w pałacu. Czuje do siebie i do swojego stworzyciela wstręt i obrzydzenie.
Po rozmowie z Najwyższą Celebrantką, która uświadamia jej, że Adhara jest wcieleniem Sheireen, Poświęconej, której przeznaczeniem jest pokonanie Marwasha – uosobienie zła, którym jest nie, kto inny jak przystojny Amhal do którego dziewczyna pała gorącą miłością, bohaterka postanawia uciec. Nie jest to jednak takie proste. Dziewczyna zostaje wtrącona do lochu, z którego nie ma ucieczki. Z pomocą przychodzi jej Amina owładnięta chęcią zemsty na mordercy ojca. Obie dziewczyny uciekają z zamku i udają się w kierunku Kalimy, miasta, w którym teraz toczy się zażarta walka.
Podczas ucieczki Adhara dostrzega na swojej lewej dłoni dziwną plamę podobną do siniaka. Z dnia na dzień plama powiększa się, a dziewczyna przechodzi szereg niepokojących ataków, które bardzo ją osłabiają. Zaatakowana przez Elfy, zostaje ranna, a kiedy odzyskuje przytomność jest przy niej znienawidzony stwórca – Adrass, który dostrzega, że ciało Adhary zaczyna się rozkładać. Nic dziwnego, w końcu Chandra (to jej prawdziwe imię) została stworzona ze zwłok dziewczyny z wioski rybackiej, które Adrass wykopał zaraz po jej pogrzebie. Zapowiedz rozkładowi może tylko eliksir sporządzony według receptury znajdującej się w zaginionej bibliotece, gdzieś pod Makratem. Niestety, sprawy się komplikują. Adrass zapada na zarazę, a rozkład ciała Adhary postępuje. Jedynym ratunkiem dla dziewczyny okazuje się nauczyciel jej stworzyciela, który mieszka w pustelni gdzieś w Krainie Ognia.
"Córkę krwi" chłonęłam niemalże jak gąbka wodę zachwycona coraz to nowymi pomysłami autorki. Chwilami miałam momenty słabości spowodowane krwawymi opisami walk i okrucieństwa, które towarzyszyło królowi Elfów. Jednak najgorszym opisem, z którym nie potrafiłam się zmierzyć był opis rytuału, który Adrass odprawiał, aby częściowo powstrzymać proces gnicia ciała Adhary. Naprawdę, opis karmienia dziewczyny surowym ludzkim mięsem przyprawił mnie o mdłości. Pewnie się z tego teraz podśmiewacie, ale niestety, jestem wrażliwcem o bardzo bujnej wyobraźni i w połowie strony musiałam przerwać lekturę, ale po chwili, gdy nudności ustały wróciłam do Świata Wynurzonego i od nowa mogłam się zachwycać akcją i przygodami młodej, zagubionej dziewczyny, która z tak wielką determinacją walczyła o swoje życie.
Jest to zdecydowanie jedna z lepszych kontynuacji, jakie kiedykolwiek czytałam.
Troisi trzyma poziom i świetnie prowadzi czytelnika przez prostą, lecz zachwycającą fabułę, której w najmniejszym stopniu nie da się przewidzieć. Chyba dzięki temu czytelnik czyta "Córkę krwi" z prawdziwą przyjemnością, zachwytem i ciekawością.
Również oprawa graficzna idealnie odwzorowuje nastrój panujący w tej części powieści. Mroczna okładka w odcieniach granatu z elementami jaskrawego błękitu oraz czerwieni i dziewczyna o groźnym spojrzeniu ze skażoną lewą dłonią, a za nią wojsko Elfów. Nie ukrywam, przyciąga wzrok i jest to całkiem coś innego niż złota okładka "Przeznaczenia Adhary".
Powieść w przeciwieństwie do poprzedniczki jest zdecydowanie cieńsza, ale i obfitująca w zaskakujące zwroty akcji, więc czytelnik przeczyta ją z przyjemnością w ciągu jednego, deszczowego letniego dnia i jestem przekonana, że z chęcią sięgnie po ostatnią część cyklu pod tytułem "Ostatni bohaterowie".