Pogoda taka, że w Warszawie cała mętna woda zamarzła. Na szczęście John Rebus jest w Edynburgu i woda może się mącić do woli. O ile pierwszy tom serii Iana Rankina bardziej przypominał powieść psychologiczną, o tyle drugi to już rasowy, czarny kryminał.
W zaniedbanej dzielnicy Edynburga, w squacie znaleziono zwłoki młodego mężczyzny. Wszystko wskazuje na przedawkowanie, ale John Rebus ma wątpliwości. A intuicja zwykle go nie zawodzi. Dokąd tym razem go zaprowadzi?
John Rebus, jak przystało na czarny kryminał, to detektyw po przejściach, jednak z silnym poczuciem sprawiedliwości i uczciwości. Żona go zostawiła? Oczywiście. Może pić za dużo? Nawet powinien. Może miewać przelotne romanse? Nie inaczej. Może być przy tym miłośnikiem dobrej muzyki? Wiadomo. Przy tym czytać dużo książek, a jeszcze więcej ich posiadać? No ba! Spać w fotelu i chodzić do pracy w wymiętych koszulach? A jakże. No i nie chodzić na żadne układy, to jasne! Taki właśnie jest John Rebus. Bardzo dobra, ciekawa postać.
W czarnym kryminale bardzo ważna jest sceneria. Szkocja, średniowieczne miasto, zdewastowana dzielnica, rozpadające się budynki, w których pomieszkują bezdomni, ciemno, brudno, szczury, fekalia. No i śledztwo, które zatacza coraz szersze kręgi. W końcu sięgnie najwyższych kręgów, nie może być inaczej. Ale czy każdy jest tu mniej lub bardziej ubrudzony? Nie. Na szczęście nie. Są tu także bohaterowie nieskazitelni. I to rozwiązanie, nietypowe dla czarnego kryminału, pozostawia nas z poczuciem, że jednak jest nadzieja dla świata i ludzkości.
Razem z Johnem Rebusem i nostalgią przenoszę się do analogowego świata lat 80. Świata książek, bibliotek, telefonów z kablem i kiczowatych krawatów. Do świata, w którym wolniej płynął czas, a informacji nie dostawało się na tacy od sztucznej inteligencji. Do tego potrzeba było tej prawdziwej, ludzkiej: pomysłowości, intuicji i trochę szczęścia. To był naprawdę inny świat. I tak sobie myślę, że świat będzie cyfrowy coraz bardziej, ze wszystkimi tego plusami i minusami, ale my możemy czasem zwolnić, poczytać papierową książkę czy pójść na spacer bez telefonu. Bądźmy czasem analogowi, żebyśmy nie zatracili się w tym cyfrowym pędzie. A z Johnem Rebusem taka chwila analogowości to naprawdę prawdziwa przyjemność!