„Vortex. Dzień, w którym rozpadł się świat” to pierwszy tom trylogii „Vortex” o charyzmatycznej Elaine i energetycznych tunelach, vortexach autorstwa Anny Benning. Autorka od najmłodszych lat pasjonowała się książkami. Po studiach literackich i pracy jako recenzentka, zatrudniła się w wydawnictwie. Trudno uwierzyć, ale ta trylogia to jej debiut literacki, który, w co uwierzyć jeszcze trudniej, długo przeleżał w szufladzie.
Elaine długo czekała na ten dzień. Tylko niektórzy zostali wybrani i będą mogli zmierzyć się w wyścigu vortexami, energetycznymi tunelami, których łowcy używają jako portali przenoszących ich w dowolne miejsce na świecie. Ellie pragnie być łowcą, chce zemścić się na mutantach, przez których jej świat się zawalił. Podróż vortexami nie jest bezpieczna, ale łowcy są do tego szkoleni. Elaine za wszelką cenę pragnie wygrać. Jednak podczas wyścigu dzieje się coś, na co nie była przygotowana. Coś, co może zmienić cały świat. Co się stanie, kiedy dziewczyna odkryje swoje prawdziwe możliwości?
Nagle tunel się zakrzywił. Czułam, że owija się wokół mojego ciała, jakby energia chciała wpłynąć prosto we mnie.
Przystępując do lektury, kompletnie nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Opis zapowiadał dość schematyczną opowieść. Jakaś niewiele znacząca nastolatka zostaje obdarzona wyjątkowymi mocami i nagle staje się najpotężniejszą istotą na Ziemi, dziewczyną, od której zależą losy świata. Niby nic nadzwyczajnego, bo coś takiego możemy spotkać w wielu innych pozycjach. Jednak, mimo powtarzalności tego motywu, powieść znacząco różni się od swoich poprzedniczek. Otrzymujemy bowiem zupełnie nowy, oryginalny świat, tak inny od tego, który znamy. W momencie, w którym pojawił się pierwszy vortex, wszystko uległo zmianie. Najgroźniejszą z nich są anomalie, które pojawiły się w wyniku energii vortexu. Przebudziły się moce, które nie miały prawa istnieć i powstały zmutowane istoty, obdarzone mocą, które pragną ją wykorzystać do swoich celów. Chcą zawładnąć światem. W powieści mamy do czynienia ze światem wiele lat po zmianie. Jest rok 2099, widok vortexów już nikogo nie dziwi. Tunele czasoprzestrzenne są niebezpieczne, jednak łowcy, ludzie szkoleni do zwalczania mutantów, potrafią z nich korzystać. Dzięki temu w niedługim czasie mogą znaleźć się w dowolnym miejscu na ziemi. Wśród nich jest Ellie, dziewczyna, która podczas wyścigu vortexami, na który tak długo czekała, odkrywa w sobie ogromną moc. Co przyniesie to odkrycie, musicie sprawdzić już sami. A zapewniam, że warto. Tę książkę czyta się z zapartym tchem i chociaż liczy sobie aż 512 stron i wydaje się być niezłym grubaskiem, pochłania się ją w zaskakująco szybkim tempie. Później pozostaje już tylko tęskne wyczekiwanie kontynuacji. Ta historia wciąga zupełnie jak vortex, dosłownie i w przenośni. Jestem pewna, że każdy, kto po nią sięgnie, nie będzie w stanie się od niej oderwać. Niewątpliwie mają na to wpływ dynamiczna akcja i pełna plot twistów fabuła. A także świetny, bardzo przystępny, angażujący czytelnika styl autorki i błyskotliwe, żywe dialogi.
Czytając książkę byłam pewna, że to nie jest pierwsza powieść w dorobku autorki. Jest na to zwyczajnie zbyt dobra. Dopiero później sprawdziłam, że trylogia „Vortex” to debiut literacki Anny Benning. To była dla mnie jedna z najbardziej zaskakujących informacji tego roku. Autorka miała świetny pomysł na fabułę. Nie tylko stworzyła od podstaw fascynujący świat, którego zakamarki odkrywamy z rosnącym zainteresowaniem. Dopracowała również sylwetki swoich bohaterów, z których to właśnie Ellie wysuwa się na pierwszy plan. W opisie zostało wspomniane, że ta dziewczyna ma coś z Katniss Everdeen i coś w tym zdecydowanie jest. To silna kobieca postać, a takie właśnie w książkach lubię najbardziej. Elaine jest uparta, ale też odpowiedzialna, chociaż czasem jej decyzje wydają się nie być do końca przemyślane. Jednak to akurat można zrzucić na karb jej bardzo młodego wieku. Ona ciągle się uczy, jest ciekawa świata, przepełniona energią. Z drugiej strony do działania pcha ją zemsta, co w wielu przypadkach wywołuje u niej krótkowzroczność. Ciekawą postacią jest Bale, bardzo tajemniczy, niedostępny, szorstki. Od początku nie wiadomo, co o nim myśleć, a niejasne motywy, którymi kieruje się w działaniu sprawiają, że interesujemy się nim coraz bardziej. Nie brakuje w powieści innych, równie dobrze scharakteryzowanych, wielowymiarowych postaci. Chociaż w większości są to bardzo młodzi ludzie, wiele możemy się od nich nauczyć. Książka stanowi świeże, zupełnie inne od tego, które znamy, spojrzenie na dystopijną przyszłość. Jest świetną rozrywką, ale nie tylko. Skłania do przemyśleń na temat tego, co tak naprawdę jest dobre, a co złe, czy jesteśmy w stanie to określić, kiedy zło przybiera formę dobra i odwrotnie. Gdzie przebiega granica między jednym a drugim i czy zawsze możemy być pewni, że opowiadamy się po właściwej stronie. Wybór nie jest łatwy. Elaine przekonała się o tym na własnej skórze. Jeśli wyruszycie w podróż vortexami razem z nią, odkrywając tajemnice zmutowanego świata, przekonacie się o tym również Wy. Do czego gorąco zachęcam.
Piękno vortexu zapierało dech w piersi. Za pierwszym razem zamknęłam oczy, nie mając odwagi się rozejrzeć, ale teraz… teraz wprost nie mogłam się napatrzeć! Z zadziwiającą szybkością mknęłam przez świat, czując, jak w moich żyłach buzuje adrenalina.
„Vortex. Dzień, w którym rozpadł się świat” to bardzo udany, nie wyglądający, ale jednak debiut niemieckiej autorki Anny Benning. Zupełnie nowe, oryginalne uniwersum, dopracowana, wciągająca fabuła i wyraziści bohaterowie to tylko niektóre elementy tej fantastycznej, trzymającej w napięciu, hipnotyzującej dystopii, która pokazuje, że w postapokaliptycznym świecie nie wszystko jeszcze zostało powiedziane. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom, a Wam lekturę „Vortexu” serdecznie polecam!
Recenzja pochodzi z bloga:
„Vortex. Dzień, w którym rozpadł się świat” Anna Benning – maitiri_books (wordpress.com)