Trzeci tom opery mydlanej w wykonaniu Tessy i Hardina. Aż ciężko streścić jakkolwiek tę książkę, bo chodzi o to samo, o co chodziło w poprzednich częściach. Młodzi w kółko kłócą się i rozstają, po czym się schodzą, przez chwilę jest wszystko dobrze i znów coś staje im na przeszkodzie i po raz kolejny wszystko się wali. Tym razem Tessa podejmuje decyzję o wyjeździe do Seattle. Widzi w tym szansę na rozwój swojej kariery. Nie mówi o tym oczywiście Hardinowi, a kiedy ten się dowiaduje, wpada we wściekłość. Kiedy emocje trochę opadną, próbuje Tessie wyperswadować ten, w jego mniemaniu, głupi pomysł. Zrobi wszystko, aby dziewczyna zmieniła zdanie. Ona jednak ma już dość jego kontroli i tego, że wszystko wie lepiej i zaczyna powątpiewać w to, co ich łączy. Wkrótce do tej wesołej parki dołącza jeszcze ktoś. Czy ten ktoś namiesza w ich związku? Jaką decyzję podejmie Tessa? Czy Hardin nadal będzie chciał kontynuować tę relację?
Chwila, w której uświadamiasz sobie, że jesteś zdolny pokochać kogoś innego niż siebie, to chyba najważniejszy moment twojego życia.
Ta seria zajmuje jedno z czołowych miejsc mojego osobistego top 3 prawdziwych guilty pleasures, od których – choć rozum podpowiada coś innego i choćbym bardzo chciała – oderwać się nie mogę, jak już się za którąś z książek zabiorę. No co tu dużo mówić, uwielbiam! Tę huśtawkę emocji, tę gwałtowność uczuć i to, że za każdym razem po lekturze mam złamane serce. „After. Ocal mnie” to właściwie kalka poprzednich części. Podczas lektury odnosiłam czasem wrażenie, że niektóre wątki w całości się powtarzają. Relacja Tessy i Hardina zaczyna wykraczać już poza miano – to skomplikowane – a przechodzi raczej w toksyczny związek. To już nie jest tylko wieczna huśtawka typu ona chce, a on nie, a potem on chce, a ona nie, ta relacja staje się już mocno niezdrowa dla obojga bohaterów. Od samego początku rozkładają mnie na łopatki problemy w ich związku. Oni często nie potrafią znaleźć nici porozumienia z tak błahych powodów, że nie sposób tego zrozumieć. A mimo to uwielbiam czytać o nich osobno i o nich razem. Bo tych dwoje nie potrafi bez siebie żyć. W tym tomie znają się już trochę lepiej i próbują jednak jakoś się porozumieć. Zaczynają nad sobą i łączącą ich relacją pracować, powoli się docierają. Co im z tego wyjdzie, musicie już sprawdzić sami. Ja dodam tylko, że można w takim samym stopniu ubawić się podczas lektury do łez, co stracić mnóstwo nerwów, a dodatkowo też wypłakać wszystkie łzy. No istny rollercoaster emocji!
Książka objętościowo jest dość spora, bo liczy ponad 800 stron, a mimo to czyta się ją naprawdę szybko. Na pewno dlatego, że styl autorki jest przystępny i bardzo przyjemny. Dzieje się też w książce całkiem sporo, na szczęście rozstania i schodzenie się głównych bohaterów to nie są jedyne wątki w powieści, dlatego jest nawet całkiem ciekawie. Chociaż, i to muszę szczerze przyznać, w niektórych momentach książka potrafi zmęczyć. Bo niestety zdarza się, że po raz któryś już czytamy to samo, a już na pewno odnosimy takie wrażenie. Najfajniejsza w tej części jest przemiana Hardina. Chłopak naprawdę stara się zmienić. Kosztuje go to wiele pracy i samozaparcia, ale stara się wytrwać w postanowieniu. A wszystko dla Tessy i ich związku. No powiedzcie, czy to nie jest prawdziwa miłość? Moim zdaniem Hardin to nie jest zły człowiek i intencje ma dobre. Zachowuje się czasem jak despota w stosunku do Tessy, stara się ją kontrolować, a to spróbuje coś na niej wymusić, a to czegoś zabroni, a to wścieka się w sumie bez powodu. Wydaje mi się jednak, że to jego przeszłość tak go ukształtowała. Widać, że naprawdę mu zależy, mimo wszystkich przykrości, jakie tej dziewczynie sprawia. No i co najważniejsze, próbuje coś ze sobą zrobić i nawet zaczyna mu to wychodzić. Poza tymi burzami, przez które razem przechodzą, bywa w tym związku naprawdę fajnie. Słodko, barwnie i intensywnie. Lubię obserwować, jak rozwija się relacja Hardina i Tessy, jak dorastają na oczach czytelnika, jak się uczą siebie i dowiadują więcej o samych sobie. Póki co jeszcze oboje są niezbyt dojrzali i nie są gotowi na poważny, długoterminowy związek. Ja jednak trzymam kciuki, aby im się udało, bo ostatecznie bardzo do siebie pasują.
Jest spora różnica między niemożnością życia bez kogoś, a kochaniem go.
„After. Ocal mnie” warto przeczytać, jeśli znacie poprzednie dwa tomy. Warto też dla kolejnego niesamowitego zakończenia, które jest nie tylko sporym zaskoczeniem, ale też ogromną niewiadomą, która skłania czytelnika do sięgnięcia po kolejny tom. Co oczywiście zrobię, nie tylko z ciekawości, ale też dlatego, że mam do tej serii ogromny sentyment. Mnie się podobało i polecam!
Recenzja pochodzi z bloga:
„After. Ocal mnie” Anna Todd – maitiri_books (wordpress.com)