Co mogę powiedzieć – styl nie powala. Już na początku można zauważyć częste powtórzenia – ciągle był, było, była (Przykład - „Był drewniany, więc trzeba było go malować, zabezpieczać i ogrzewać, a i tak czuć było wilgoć. Najprzyjemniej było w nim wieczorem[...]” - czuć było można by zamienić na dało się odczuć, a najprzyjemniej było na najprzyjemniejsze chwile w domu nastawały wieczorem – cokolwiek, bo naprawdę niezbyt dobrze się to czyta, książka przez taki brak urozmaiceń wydaje się monotonna), a poza tym moim zdaniem autorka próbowała na siłę ratować niektóre części – na przykład prolog – nieco zbędnymi zapychaczami. Naprawdę uważam, iż lepiej żeby książka była 10 stron krótsza niż przynudzająca, bo opis domu na 4 strony zdecydowanie nie jest ciekawy. To co mi się podoba – to różne perspektywy. Możemy poznać wspomnienia Ewy, Romana (stajennego) czy Roberta, a także trwające wydarzenia oczami tej trójki. Niestety tu też jest jeden minus - mianowicie zmiana osoby – chyba jedna z małej ilości rzeczy, które mnie bardzo denerwują. Prolog jest pisany w 3 osobie, pierwszy rozdział w 1 osobie, a kolejny znowu w 3. Ja rozumiem, że to być może inne perspektywy – wspomnienia od 1 osoby a inne rozdziały od 3, ale równie dobrze można by napisać perspektywę pana Romana czy Ewy z pierwszej osoby, nic nikomu by się nie stało, a czytanie na pewno byłoby przyjemniejsze. Szczerze powiedziawszy bardzo mnie to zniechęciło, ale staram się czytać każdą książkę od początku do końca – tak też więc zrobiłam. I to sprawiło, że jedynie się bardziej zawiodłam.
Tytułowa stajnia miała tu co prawda duże znaczenie – co jakiś czas pojawiały się problemy jak śmierć ogiera (która swoją drogą ciągnie się całą lekturę) czy kolki pozostałych lokatorów pensjonatu. Często wspominano o obowiązkach stajennych, codziennym życiu polegającym na prowadzeniu ośrodka, a sama miejscówka jest głównym tłem całej akcji. Prawdę mówiąc to chyba jedyne co ratowało tą lekturę, wydaję mi się, że autorce nawet lepiej poszło opisanie samego rozwoju pensjonatu niż relacji między bohaterami.
Jeśli miałabym być szczera to książka była nudna. Gdyby nie to, że interesuję się jazdą konną to zapewne odpadłabym po paru stronach. Wydaję mi się, że autorka gdzieś po drodze zgubiła główny wątek i zamiast rozwiniętej historii związanej z relacjami bohaterów, wyszło jej opisanie życia w stajni i dochodzenie do tego kto zabił Amira. Według opisu ma się pojawić ktoś kto pomoże jej wyjść na prostą – nic bardziej mylnego. Ewa niby miała jakieś problemy z Robertem i romans (który właściwie trwał jeden dzień) z Romkiem, ale nic się nie wydarzyło. Do samego końca chodziło tylko o tą nieszczęsną śmierć, a pozostała część fabuły zeszła na bok.
Powiem tak – jeśli ktoś jest wielkim fanem obyczajówek, jazdy konnej i opisów przyrody – okej, można przeczytać, ale radzę nie liczyć na cudy tylko na to, że część lektury jest bezsensowna i żmudna.