"Chorwackie powroty" podejmują akcję w tym samym momencie, w którym zakończyła się ona w "Chorwackiej przystani". Weronika wyjechała, by zamieszkać z ukochanym, a Anna wraz z rodziną pozostała w Polsce.
Akcja może i rozpoczyna się w tym samym momencie, ale przeskok w sposobie pisania i w postawie bohaterów jest ogromny. O ile w pierwszej części wręcz nie mogłam znieść Anny, jej zgorzknienia i egocentrycznego zachowani, o tyle w tej części jej postawa jest bardziej stonowana i nie mam cały czas wrażenia, że żałuje swoich wyborów. Również u Weroniki i Zorana dochodzi do zmiany. Już nie mamy do czynienia z dwójką zakochanych, bujających w obłokach, ale z dwójką ludzi, którzy starają się zbudować dojrzały związek.
I tak pięknie jest przez niemal połowę powieści, gdy autorka postanawia nam zaserwować powrót do części pierwszej, czyli ponownie egocentryzm bohaterek bije po oczach. Bo ani Anna, ani Weronika nie potrafią rozmawiać z bliskimi o tym co czują, ani komunikować im czego potrzebują. To byłoby zbyt łatwe. Lepiej od razu zrobić z siebie ofiarę i zranioną książniczkę. Jak ja nie cierpię takich kobiet! Tu będą małe spoilery: Weronika niemal wprost stwierdza, że została w Dubrowniku dla widoków i atmosfery i nie zamierza się przeprowadzać do innego miasta w Chorwacji, gdzie Zoran znalazł pracę. Do tej pory myślałam, że została z miłości. I oczywiście ona po prostu stwierdza, że zostaje i koniec i niech reszta się martwi, bo ona zdania nie zmieni. Później, gdy sytuacja się zmienia to inni mają się dostosować do jej stanowiska, brak kompromisów.
I w ten sam sposób postępuje Anna. Nie tylko nie pyta rodziny o zdanie, ale wręcz się z nim nie liczy. Chce po prostu postawić na swoim. I w momencie, gdy ważą się losy jej rodziny i nadchodzą poważne zmiany ona robi to co uważa za słuszne nie pytając nikogo o zdanie, ani nie biorąc pod uwagę sprzeciwów. Nawet, gdy postępuje właściwie nie myśli o tym jak jej postępowanie wpłynie na innych. Osobnym tematem i kolejnym przykładem egoizmu Anny jest jej traktowanie Blaża. Określenie "pies ogrodnika" najlepiej oddaje sytuację. Sama potrafi nie kontaktować się z nim miesiącami, ale gdy on natychmiast nie odpisze to już dramat.
Nie udało się też uniknąć sporego błędu logicznego. A mianowicie z kontekstu wynika, że karetka pogotowia w Warszawie dojeżdża do domu pacjenta w takim samym czasie jaki zajmuje dojazd na lotnisko, odprawa i przelot z Polski do Chorwacji. Nic dziwnego, że mamy tak wysokie statystyki śmiertelności...
Samo zakończenie jest dla mnie pójściem na łatwiznę. Autorka w taki sposób pokierowała akcją, że właściwie Anna nie musiała podejmować trudnych decyzji.
Jedyny plus powieści to fakt, że czyta się ją szybko. Niestety bez przyjemności, za to z ogromną irytacją. Książka za to na pewno na długo pozostanie w mojej pamięci za sprawą beznadziejnej postawy występujących w niej kobiet. Nie wiem czy o to chodziło pisarce...
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.