"Chlorek sodu" jest dziewiątym tomem z serii Departament Q. Okazuje się też, a w zasadzie to tylko ja się dopiero dowiedziałam, że pięć części zostało już zekranizowanych i powiem szczerze, że poczułam potrzebę sprawdzenia czy udało się twórcom oddać wszystko to, co w tych książkach można poczuć. Ale dziś o dziewiątym tomie, bo czasami jest tak, że seria jest dobra, ale tylko do pewnego momentu i zaczyna się nudzić, powtarzać, a czytelnik ma wrażenie, że w kółko czyta to samo. A jak jest w tym przypadku?
Ponieważ to już kolejna część, to od razu zaznaczę, że najlepiej czytać w odpowiedniej kolejności, a poza tym, może okazać się, że rzucę, zupełnie niechcący, spojlerem, za co przepraszam z góry.
Departamentowi Q trafia się sprawa, która jest bardzo ciekawą zagadką. Pewna kobieta popełnia samobójstwo w swoje urodziny i pewnie nie byłoby w tym bardzo dziwnego gdyby nie fakt, że ta śmierć wiąże się ze sprawą dziwnych wypadków i samobójstw. Przez trzydzieści lat sprawca nie został złapany, bo tak dokładnie wybierał swoje ofiary. Czy to możliwe? Podobno każdy seryjny morderca w końcu wpada, prawda?
Jako tło w tej powieści pojawia się koronawirus. I to powoduje, że prowadzenie śledztwa staje się jeszcze trudniejsze, a człowiek, który chce pozbawić jeszcze wielu innych życia nic sobie z tego nie robi. W sumie, czemu miałby się przejmować wirusem, przez który dostęp do starszych osób jest jeszcze prostszy? Czy Departament Q jest w stanie go znaleźć i powstrzymać?
Bardzo lubię tę serię, ponieważ nie dość, że każdy tom pisany jest tak, aby trzymać w napięciu czytelnika do samego końca, to jeszcze za każdym razem autor zahacza o sprawy aktualne, o to co się dzieje na świecie i właśnie w tym przypadku jest to koronawirus, z którym zmagaliśmy się wszyscy.
Jeśli chodzi o bohaterów, to jeśli czytaliście poprzednie części, albo chociaż jeden tom, to zauważycie, że autor za każdym razem skupia się na kimś innym z departamentu Q i pokazuje nam jego jako takiego pierwszoplanowego bohatera. Dla mnie to strzał w dziesiątkę i cieszę się, że nie są też pomijane pozostałe osoby i możemy śledzić ich losy. Tym razem to Gordeon został postawiony w świetle reflektorów. Okazało się, że bardzo go polubiłam, to taka pozytywna postać, której losy są dość... dramatyczne, ale o tym musicie przeczytać już sami.
Ta książka to thriller, tak jak pozostałe z tej serii i mimo, że ma w sobie coś z kryminału, to zdecydowanie lepiej określa ją słowo dreszczowiec. Od początku do końca trzyma w napięciu i nie da się podczas czytania nudzić. Na szczęście jest też bardzo ciekawa, więc czeka się bardzo na kolejne sceny i nie da się jej odłożyć i o niej nie myśleć.
Podsumowując, to jedna z tych serii, na której kolejne tomy czeka się z niecierpliwie, bo potrafi zaskoczyć i nie jest kolejną serią kryminalną z parą detektywów zmagających się z nałogami i przeciętnymi sprawami, które dla nich wydają się być niemal niemożliwe do rozwiązania.
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Sonia Draga.