Przyznam, że jestem pozytywnie zaskoczona. Raz jeszcze znalazło zastosowanie powiedzenie, żeby nie oceniać książki po okładce. Zachęcił mnie opis, okładka zniechęcała, ale w końcu zdecydowałam się na ebooka. Nie żałuję. Od pierwszych stron byłam w szoku, bo nic nie słyszałam o tym autorze, a książkę świetnie się czyta, jakby się żyło w tamtych czasach albo oglądało film o tej epoce. Od dzisiaj to mój ulubiony pisarz obok Twardocha. Znalezisko tym cenniejsze, że niespodziewane, bo Twardocha znają wszyscy. Fabuła, przyznam, jest bardzo zakręcona, trzyma w napięciu i zakończenie jest niespodziewane, aż trudno się powstrzymać, żeby nie napisać więcej, ale nie chcę spoilerować. Obawiałam się, że to będzie kolejna patriotyczna sztampa. Nic z tych rzeczy, chociaż historia jest fajnie pokazana, ale na pierwszym planie są emocje i refleksje bohaterów. W dodatku ważną rolę odgrywają dwie kobiety, zupełnie różne osobowości, ale w jakiś sposób polubiłam je obie, chociaż jedna z bohaterek jest bardzo skryta i tajemnicza. W ogóle jest to historia dwóch równoległych romansów, bohaterami jednego jest para rosyjska, a drugiego polska. Miłość pary rosyjskiej jest bardziej typu "Carpe diem", zachłanna i zmysłowa, a para polska wikła się w rozmaite emocjonalne ceregiele zanim przystąpi do rzeczy, ich podejście jest tradycyjne, nie tak rewolucyjne w sferze obyczajowej. Autor to świetnie poprowadził, ale nic nie jest oczywiste, jak mogło się na początku wydawać, w miłości polskiej pary, kryje się tajemnica, którą każdy czytelnik sam musi rozwikłać. Nie brakuje też ciekawych, pikantnych fragmentów:
„Masza podnosi się z łóżka, opada prześcieradło, odkrywa krągłą pierś, zapala następnego papierosa i teraz zaciąga się nim nerwowo.
– Myślisz, że możemy stąd uciec? – pyta.
Fiodor nie wierzy w to, co słyszy. Najsłynniejsza czekistka bolszewickiej Rosji pyta, czy może stąd uciec, a właściwie nawet, czy „my możemy stąd uciec”. Cóż, do cholery, nagle ma znaczyć owo „my”?
Fiodor nie spodziewał się, że pod stwardniałą skorupą czekistowskiego serca mogą żarzyć się jeszcze jakieś iskry.
– Widzę, że zaskoczyło cię moje pytanie – rzuca Masza. – Pewnie myślisz, że cię sprawdzam.
– Nie ukrywam, że przemknęło mi coś takiego przez myśl – odpowiada ostrożnie Fiodor.
– Zastanów się, jak żyłoby się w społeczeństwie, w którym wszyscy, ale to wszyscy, są chorzy na raka. Czyż nie trzeba byłoby żyć szybko i zachłannie? Rozumiesz, co mam na myśli? Nie byłoby czasu na refleksję, trzeba by nauczyć się błyskawicznie podejmować decyzje. Nie sądzisz?” Fajna książka, czekam na następne