Są książki, które na ciebie czekają.
Są książki, które ciągle krążą koło ciebie. Naznaczają swoją obecność. Próbują się przebić przez stosy innych, dla ciebie lepszych, próbują wybić się przypominając o sobie.
Nazywam je „motylami”.
Aż przychodzi moment, właściwy dla tej, a nie innej powieści i trudno to wytłumaczyć, ale jakiś magnes chwili sprawia, że łapiesz tę książkę, czytasz dla zaleczenia wyrzutów sumienia i nagle. Nagle okazuje się, że trudno ci oderwać nos od kart. Wnikasz w fabułę i jesteś w niej. Całym ciałem i myślami. Tak jest w „Czasie szarej tęczy” pióra Lecha Foremskiego. Realia osadzone w latach siedemdziesiątych XX wieku. Krzysztof, bohater książki, wraca po latach w rodzinne strony. Po ukończeniu technikum fotograficznego oraz odbyciu służby wojskowej powraca do miasta, w którym dorastał, w którym mieszkał i w którym zaczęło się jego życie. Rodzice wyprowadzili się zaczynając osobno dalsze życia, lecz są dawni znajomi i przyjaciele, których Krzysztof spotyka podczas spacerów. Odradzają się przyjaźnie sprzed lat, odmalowują się twarze osób, które kiedyś Krzysztofowi przemknęły przed oczyma, a które zdążyły wyblaknąć. Czas robi swoje, a sześć lat...
Krzyś spotyka serdeczną panią Helenkę, sąsiadkę i jej męża Wacława ortodoksyjnego katolika, którzy dają mu pierwszy kąt do mieszkania, do zapuszczenia korzeni. Niebawem pojawia się możliwość pierwszej pracy u pana Stanisława i – jak się okazuje – w zaprzyjaźnionym zakładzie fotograficznym, a potem... Potem życie toczy się dalej. Pojawia się Joanna, studentka konserwatorium. Pojawia się i dawna miłość, Krysia, teraz już żona Mariana i mama Alinki. Krzysztof wchodzi w codzienność tego miejsca. Osiada nieco, lecz po roku wiele się zmienia, dostaje pracę fotografa prasowego w jednej z gazet. I mogłoby się wydawać, że ta powieść to takie długie bajanie o Krzyśku, który wraca, jak podróżnik do domu. Po części to prawda, lecz w ową historię autor wplótł incydenty, które mają znaczący wpływ na postaci i na snucie fabuły.
Lata siedemdziesiąte XX wieku – tak niedawno, a tak dawno. Kto pamięta rzeczywistość z jednym telefonem stacjonarnym w mieście? Kto pamięta kolejki do okienek na poczcie? Kto pamięta cukiernie i ludzi mających czas na picie kawy i rozmowy przy stolikach? Były szarlotki, tartinki, serniki. Ludzie się spotykali, nawiązywali znajomości, próbowali sobie ufać. Taki świat maluje w powieści pan Lech. Wszystko się odradza, ludzie budują swoje życia od nowa, zaczynają żyć. Mamy tu też kalejdoskop różnych osobowości i ludzkich charakterów. I chyba to wszystko sprawia, że ta książka w pewien sposób przyciąga do siebie.
„Czas szarej tęczy”. Bogata fabuła i precyzyjne wręcz odmalowanie świata innej epoki. Epoki, która była na swój sposób wyjątkowa, była malownicza i pełna ludzi. I to wszystko, tą atmosferę, tą codzienność i ludzi odtwarza dla nas Lech Foremski. Tu wszystko ma smak, barwę i klimat. Wszystko jest wyważone i podane czytelniczo, jak najlepszy deser w cukierni za rogiem.
To powieść wypełniona smutkiem po tym, co odeszło bezpowrotnie...
To powieść o czasach, które w niektórych z nas pozostają wiecznie żywe, które tętnią...
dziękuję @sztukater