Jestem przekonana, że każda z nas, jako nastolatka, miała kompleksy, z którymi ciężko było nam żyć, które powodowały, że było nam ze sobą źle, że się wstydziłyśmy, często chowałyśmy, bądź chodziłyśmy zgarbione, z pochyloną głową, żeby na nikogo nie patrzeć. Bo gdybyśmy widziały na nas wzrok innych osób, to z całą pewnością byłby to wzrok niezwykle krytyczny, prześmiewczy, a my przecież i tak wiedziałyśmy, jak wyglądamy, nie chciałyśmy tego widzieć w oczach innych. Ja takich kompleksów miałam sporo; nie dość, że należałam do tych pulchniejszych dziewcząt, to na dodatek miałam rude włosy i nosiłam okulary. To już było wystarczające dla moich rówieśników, którzy umieli utrudnić mi życie. Kompletnie pozbawiło mnie to wiary w siebie i dużo wody upłynęło, zanim zaczęłam patrzeć na siebie zupełnie inaczej.
Bohaterka książki, z którą dziś do Was przychodzę ma na imię Greer, jest fantastyczną, inteligentną dziewczyną, z ogromnym poczuciem humoru, wspaniałą rodziną, która wspierałaby ją jeszcze bardziej, gdyby dziewczyna im na to pozwoliła. Wydaje się, że Greer powinna być szczęśliwa, niestety jest jedna rzecz, przez którą nasza bohaterka nie może spać po nocach, i która nie pozwala jej być szczęśliwą nastolatką. Jest to mianowicie jej biust, a dokładniej mówiąc jego nadmiar. Greer chodzi zgarbiona, nosi ciuchy w rozmiarze XL, które mają za zadanie ukryć to, czego nastolatka ma zdecydowanie za dużo. W dodatku chłopcy z jej klasy lubią sobie stroić z niej żarty, co w znacznej mierze jeszcze bardziej zmniejsza jej poczucie własnej wartości. Greer nadała swoim piersiom imiona: Maude i Mavis.
„Maude i Mavis to konkretne, chropawe imiona dla konkretnych, chropawych części ciała. Imiona obwisłe, blade i ciężkie. Imiona starych ludzi. Brzydkie imiona”.
Nie dla Greer piękne, subtelne, koronkowe staniki; ona musi szukać prawdziwych stabilizatorów, które nie tylko sprawią, że biust nie będzie się z nich wylewał, ale również odciążą kręgosłup i pozwolą swobodnie poruszać się na zajęciach sportowych. I jak z takim obciążeniem myśleć o relacjach z chłopcami? Sam widok takiego stabilizatora wystraszyłby ich na śmierć i zostawił z traumą na całe życie. Tak myśli Greer, dopóki na jej drodze nie stanie nowy uczeń jej szkoły, Jackson. Czy dziewczynie uda się wyjść ze skorupy, którą tak szczelnie się otoczyła?
Laura Zimmermann w sposób lekki i bardzo przyjemny porusza temat, który jest teraz bardzo na topie, mianowicie „body positive”. Pokazuje nam, w jaki sposób brak akceptacji swojego ciała i seksualności, może wpłynąć na rozwój psychiczny nastolatków. Jak coś, na co nie mamy tak naprawdę wpływu, może sprawić, że odechciewa nam się żyć. Uzmysławia nam również, jak ważne jest, aby zawsze mieć przy sobie kogoś, kto nas akceptuje, bez względu na wszystko. Jeśli zbyt trudnym wydaje się być rozmowa z rodzicami, to ktoś, kogo nazywamy przyjacielem, równie dobrze, a może nawet lepiej sprawdzi się w ciężkich dla nas momentach.
„Oczy mam tutaj” to bardzo dobrze napisana rzecz dla młodzieży, ale nie tylko. Ja bawiłam się przy nie bardzo dobrze, ale również zostały we mnie poruszone emocje, o których już zapomniałam. Identyfikowałam się z bohaterką, wiedziałam, jak jest jej ciężko, kibicowałam jej w zdobywaniu pewności siebie i walce o swoje „ja”. W pewnym sensie ja sama byłam bohaterką tej książki, podobnie jak wiele z nas, które z jakiegoś powodu nigdy nie czuły się dobrze we własnym ciele. To mądra książka i warto ją polecić dorastającym córkom.
Wydawnictwu YA! serdecznie dziękuję za możliwość zapoznania się z tą pozycją. Nie był to czas stracony 😊