Książki Christophera Moorea wielokrotnie przyciągały mój wzrok swoimi, dość nietypowymi okładkami i humorystycznymi opisami z tyłu. Mimo to, nigdy nie zdecydowałam się na ich zakup. Dopiero kilka dni temu, za namową znajomej z blogosfery, pojawiła się na mojej półce pierwsza pozycja Moorea, jaką miałam zamiar przeczytać – "Błazen".
Moore w swojej książce wziął na ząb parodii i satyry jedno z najsłynniejszych dzieł Shakespeare’a - „Króla Lir”. W książce pojawi się więc ów legendarny król Lir, jego trzy córki, wątek z podziałem królestwa itd. – kto czytał ten wie. Kto nie czytał – cóż … na co jeszcze czekasz? Wracając jednak do "Błazna", a raczej błazna. Dokładniej do błazna Kieszonki, ponieważ on w tej wersji jest głównym bohaterem. Bohaterem mającym to „szczęście”, że 90% postaci występujących w książce ma ochotę go zabić. Delikatnie mówiąc. I w sumie im się nie dziwię. Też chętnie nabiłabym jego głowę na pikę albo rozwiesiła jego trzewia na kandelabrze gdyby to mnie nazwał, tutaj cytat „Ty nicponiu, suczy synu! (…) Ty śmierdzące łajno, które wyleciało z pryszczatej dupy ladacznicy z zajęczą wargą”. Tak, to cały Kieszonka i jego wyszukane, czarne poczucie humoru.
To właśnie humor jest chyba najbardziej istotny w książce. Co prawda można się w niej doszukać kilku ideologicznych uwag, prawienia morałów i smutnych wniosków ale to wszystko przyćmione jest przez język i sposób prowadzenia dialogów przez bohaterów (często w różnych pozycjach z uwzględnieniem obojga płci). Co tu dużo mówić. W książce mamy do czynienie z obleśnym, wulgarnym i sprośnym humorem. Bezeceństwa i rozpusta są na porządku dziennym a autor nie miał oporów, żeby je barwnie i skrzętnie opisać.
Całą tą kpiną i dworskimi intrygami kieruje właśnie Kieszonka, który zręcznie pociąga z sznurki, mając do pomocy cięty język, Śliniaka – swojego zidiociałego ucznia, jak również trzy wiedźmy i mówiącego rymowankami ducha (zawsze jest cholerny duch). Fabuła mknie do przodu, trupy ścielą się gęsto, wojna jest murowana a my możemy tylko dać się porwać w sam środek tego szaleństwa.
Mimo wszechobecnego chamstwa i chędożenia, jest to naprawdę dobra i zabawna lektura. Myślę, że od czasu do czasu można sobie pozwolić na porzucenie swojej moralności i cnotliwości, czytając taką książkę i zanurzając się w obscenicznym absurdzie. Zdecydowanie sięgnę po kolejne pozycje tego autora, a samego „Błazna” mogę polecić osobą, którym nie straszne jest takie obcesowe i rubaszne poczucie humoru. Dodatkowo, weźcie sobie do serca ostrzeżenie zawarte na początku książki. Nic dodać, nic ująć ;)
[Opublikowane również na
http://fantastyczne-zaczytanie.blogspot.com/]