Tessa i Callie w dzieciństwie były najbliższymi przyjaciółkami; rozdzieliła je pewna tragiczna noc. Jako zaledwie kilkuletnie dziewczynki stanęły przed sądem, żeby zeznać przeciwko Wyattowi Stokesowi – podejrzewanemu o bycie seryjnym mordercą zwanym „Potworem znad rzeki Ohio”. Stokes trafił do więzienia w oczekiwaniu na karę śmierci, a w hrabstwie Fayette zapanował spokój. Jednak Tessa wciąż nie potrafi zapomnieć o rzeczach, które zataiła podczas zeznania. Nie może też wyrzucić z głowy myśli, że ona i Callie prawdopodobnie zniszczyły życie niewinnemu człowiekowi.
Ta książka to naprawdę ciekawa sprawa. Choć przeczytałam ją z niemałą przyjemnością, to jednak odnoszę wrażenie, że najbardziej mrocznym elementem jest tutaj... sam tytuł. No, może też okładka. W gruncie rzeczy powieść Kary Thomas to po prostu bardziej ponura młodzieżówka z zagadką kryminalną w tle i całkiem ciekawymi bohaterami. To nie jest do końca thriller, nie jest to też głupiutka opowieść dla małolatów (choć, nie da się ukryć, szczególnie usatysfakcjonowana będzie raczej nastoletnia część odbiorców).
Główna bohaterka i zarazem narratorka historii, Tessa, wraca do rodzinnego miasteczka po dziewięciu długich latach. Kiedy ostatni raz widziała miejsce, w którym się wychowała, była zaledwie dziewczynką – na dodatek dziewczynką, która przeżyła zdecydowanie za dużo jak na swój wiek. Poza tym, co najważniejsze, czyli próbą odpowiedzi na pytanie, czy Wyatt Stokes słusznie został skazany za zbrodnie „Potwora znad rzeki Ohio”, poznajemy panoramę dysfunkcyjnej rodziny Tessy. Choć sprzyja to szczegółowej i zarazem barwnej charakterystyce samej bohaterki, początkowo byłam nieco zirytowana, że akcja wydaje się bardziej skłaniać ku konfliktom w rodzinie Lowellów; halo, to będziemy szukać tego mordercy, czy jednak nie? Na szczęście szybko się okazało, że tak naprawdę każdy wątek jest ze sobą połączony, więc, co za tym idzie, absolutnie niezbędny.
Autorce udało się fajnie wybrnąć z zagadki i nie zaplątać w ilość ujawnianych szczegółów. Kolejne skrawki informacji są podawane raczej stopniowo, a dzięki relacji Tessy jesteśmy w stanie się utożsamić i tym samym dobrze bawić, próbując rozwikłać tajemnicę seryjnego mordercy z Fayette. Akcja nie jest jakaś niesamowicie dynamiczna przez większość książki, ale czyta się szybko i jakoś nie znalazłam miejsca na nudę. Dlatego tym bardziej nie potrafię zrozumieć absurdu zakończenia, czy raczej ostatnich 50 stron. Wówczas fabuła niesamowicie gna do przodu, wszystko dzieje się bardzo szybko (w złym tego słowa znaczeniu), jakby autorka w trakcie pisania stwierdziła „a, teraz sobie walnę finał”. Co już całkowicie wyprowadziło mnie z równowagi, wyjaśnienia wątków zostały pod koniec po prostu zrelacjonowane. Nie ma scen z nimi związanych, mało kto ze sobą rozmawia, dostajemy jedynie suchy opis faktów, jak gdyby ktoś streścił resztę fabuły. Nie mam pojęcia, dlaczego tak się stało, bo gdyby książka była grubsza nawet o kilkadziesiąt stron, nie zrobiłoby to jej krzywdy, a wprost przeciwnie – porządnie zakończyłoby wątki, zwłaszcza tak istotne, jak te dotyczące poszukiwań siostry Tessy. Chciałabym wiedzieć, czemu tak rozsądne prowadzenie akcji nagle zostało zastąpione czymś, co przypominało film w przyspieszonym tempie.
Co z samym pomysłem na fabułę? Raczej nie mam powodów do narzekań. Może nie musiałam ani razu zbierać szczęki z podłogi, jednak nie da się ukryć, że wciągnęłam się od pierwszych stron. Wbrew pozorom przez powieść przewija się wiele motywów, m.in. przemoc w rodzinie czy alkoholizm. Kara Thomas w wyjątkowo prosty i zarazem do bólu szczery sposób pokazuje, jak wiele problemów może się skrywać we wnętrzu domów, które z zewnątrz wydają się ciepłe i przytulne. Całe szczęście nie pojawił się wątek miłosny, nijak niepasujący do reszty, a miałam pewne obawy, że się tutaj zalęgnie. Język nie należał do skomplikowanych, opisy nie były szalenie szczegółowe, ale to akurat plus, bo autorka nie traciła czasu na wygląd bohaterów czy przedstawienie poszczególnych miejsc, tylko koncentrowała się na wydarzeniach. Klimat chwilami bardziej silił się na mroczny, niż rzeczywiście taki był, choć nie da mu się odmówić pewnej ponurości.
Jeśli chodzi o bohaterów, mamy interesującą różnorodność. Sama Tessa to wyjątkowo ciekawy przypadek – niby nie brakuje jej cech typowych dla osiemnastoletniej dziewczyny, jednak czasem nie mogłam uwierzyć, że nie jest starsza. To swojego rodzaju dziwak i outsider, za co z miejsca ją polubiłam. Razem z Callie są niemalże jak ogień i woda, stanowią skrajnie inny, ale jednak zgrany duet. Reszta postaci znajduje się raczej na drugim planie, jednak z reguły autorka pozwala czytelnikowi ich poznać; mowa tu chociażby o matce Callie czy o Deckerze, znajomym dziewczyn. Miejscami zabrakło głębszego wejścia w psychikę bohatera (sam „Potwór znad rzeki Ohio” mógłby dostać tak długą i barwną charakterystykę, że starczyłoby na połowę z tych 400 stron), jednak bardziej pochłaniało mnie to, co może wydarzyć się dalej, niż dokładna analiza myśli danej postaci.
„Mroczne zakamarki” nie zbijają z pantałyku ani nie podnoszą adrenaliny. Jeśli ktoś oczekiwałby przyjemnego dreszczyku na chłodniejsze wieczory, to jest cała masa innych tytułów, które zdecydowanie lepiej sprostają temu zadaniu. Mimo to uważam, że Kara Thomas popełniła całkiem dobry debiut, który, miejmy nadzieję, zapowiada w przyszłości dużo bardziej emocjonujące historie, może nawet takie, które zmroziłyby krew w żyłach.