„Mówienie kobietom nieprawdy na temat ich ciał nie służy nikomu. Jestem tutaj, by położyć temu kres”. [ze wstępu]
„Biblia waginy” to bardzo dobra książka. Z kilku powodów.
- Jest przystępnie napisaną pozycją popularno-naukową,
której tematem jest cześć ciała, o której zwykliśmy opowiadać dowcipy, ale nie dyskutować na poziomie faktów.
Z „Biblii waginy” dowiecie się czym jest wagina, czym pochwa, czym łechtaczka. Jaka jest ich budowa, funkcja w organizmie i tak dalej.
Wiecie?
Przeraziło mnie to, jak niewiele wiemy o tak ważnej części ciała z punktu widzenia naukowego. Dr Gunter w kilku miejscach podkreśla, że nie ma wystarczającej ilości badań, że wagina interesuje naukowców w mniejszym zakresie niż penis, że pewne rzeczy dopiero są badane. Dopiero… XXI wiek. Facepalm.
Posłuchajcie choćby szczegółów z historii badań nad łechtaczką: autorka pisze, że czytała artykuł naukowy, w których wszystkie konkluzje oparte były na badaniach anatomicznych (sekcjach zwłok), przeprowadzonych na ciałach kobiet w wieku 70-80 lat. Wiek nie pozostaje bez wpływu na budowę omawianego narządu. Czy to przeszkodziło w wyciągnięciu wniosków ogólnych? Nie.
Fajnie, prawda?
„Długo trwało, zanim zebraliśmy wystarczającą wiedzę anatomiczną. Nie pamiętam oczywiście każdego wykładu na studiach medycznych ani podczas stażu, ale nadal nam stare podręczniki. Dwa wydano w 1984 roku, a jeden – cztery lata później. Dwa, przeznaczone specjalnie dla ginekologów położników, podają ścisłe informacje dotyczące budowy łechtaczki, ale ogólny atlas anatomiczny z 1984 roku zawiera trzy strony ilustracji (w tym dwie kolorowe) poświęcone penisowi, podczas gdy dla łechtaczki przeznaczono jeden mały obrazek w rogu strony – a do tego cały jest nieapetycznie fioletowy. Podpis głosi zresztą, że przedstawiona łechtaczka to, ni mniej, ni więcej, tylko „miniaturowy penis”. Taa, jasne”. [s. 18-19]
2. Dr Gunter pięknie pozytywnie wzmacnia kobiety
i obala przy okazji mity, które są dla nas ewidentnie szkodliwe. Poświęca temu nawet specjalny rozdział, o którym więcej na końcu recenzji.
Autorka napisała w dedykacji książki:
„Dla każdej kobiety, która kiedyś usłyszała – zwykle od faceta – że jej pochwa jest zbyt mokra, zbyt sucha, zbyt luźna, zbyt ciastka brzydka, źle pachnie albo za bardzo krwawi. Ta książka jest dla Was”.
Dr Jen Gunter pisze, co jest fizjologiczną normą dla kobiety, nie ukrywając się za słowami czy eufemizmami. Wydzielina? A proszę bardzo – tyle i tyle mililitrów dziennie jest normalne. Wielkość pochwy: „od – do” i wszystko pomiędzy. Menopauza bez ściemy i poezji o „zachodzie słońca kobiecości”. Poród? Yup. Bardzo konkretnie i fizjologicznie pokazany.
Dr Gunter pięknie przeczy także pogłoskom i mitom, jak o temu, że „zdrowe” są tylko białe, bawełniane majtki. Pokazuje także skąd wzięło się – ciągle obecne – przekonanie, że tampony są niebezpieczne dla zdrowia oraz bierze na tapetę wiele, wiele innych, szkodliwych przekonań i „wierzeń”.
Autorka pokazuje, jak bardzo żyjemy pojęciami powstałymi setki lat temu, które tylko przepisaliśmy i unowocześniliśmy, ale których nie zweryfikowaliśmy (irygacje, nasiadówki i płukanki, bo przecież cipki śmierdzą i trzeba je oczyszczać… serio, for Pete’s sake?!)
3. „Biblia waginy” jest pozbawiona new-age’owego sentymentalizmu
Musze przyznać, że słabo toleruję sentymentalizm. Wagina, łechtaczka i pochwa to kapitalnie ewolucyjne rozwinięte narządy, a nie „świątynie kobiecości”, „centra kobiecego jestestwa” czy coś tam. Fakty są wystarczająco niesamowite, nie trzeba ich ubierać w pseudoreligijne bla-bla.
A fakty dr Jen Gunter przytacza na każdej stronie jej książki.
4. „Biblia waginy” mówi o rzeczach elementarnych, czyli takich, o których albo zapominamy, albo nie wiemy
Przykłady? Jak i czym się myć? Jak bezpiecznie depilować okolice intymne? Jakie środki higieniczne są najlepsze? Co dzieje się w czasie porodu i połogu? Czym jest miesiączka? Jak bezpiecznie uprawiać seks analny?
Ok, to ostatnie może nie jest takie elementarne – ale dobrze pokazuje, że w zasadzie w „Biblii waginy” znajdziecie większość odpowiedzi na pytania, które chciałybyście/chcielibyście zadać, tylko nie macie komu.
5. Dr Jen Gunter bierze na tapetę trudne tematy
I nie mam tu na myśli miesiączki. Zadowolenie z życia seksualnego (nie zawsze tak wysokie, jak wszystkim się wydaje), choroby przenoszone drogą płciową, dolegliwości i sposób rozmowy o nich z lekarzem. Wszystko omówione szczegółowo, faktograficznie, ze zrozumieniem i empatią, bez moralizatorstwa i pouczania, jak ma się żyć i jakie wartości powinno się wyznawać. W czasach, gdy ginekologia stała się ideologią – bezcenne.
Wiedza jest w ogóle bezcenna, nie zapominajmy o tym, proszę, dlatego też kolejny punkt za
6. Rozdział o internetowym bhp
Czyli o tym jak i gdzie szukać dobrych, sprawdzonych informacji w sieci.
„Problem z wiedzą medyczną w internecie jest taki, że przemknęliśmy przez epokę informacyjną bez zatrzymywania się i dotarliśmy do epoki dezinformacyjnej. W jaki sposób kobiety mogą dowiedzieć się, co jest dla nich korzystne, i skąd mają wiedzieć, że to prawda, jeśli dezinformacja, kłamstwa i uprzedzenia rywalizują na równych zasadach z naukowymi faktami?” [s. 412]
Dobre pytanie, prawda? I w zasadzie dotyczy wszystkiego, nie tylko zdrowia kobiety i jej organów seksualno-reprodukcyjnych. Na to pytanie dr Jen Gunter odpowiada i to w szczegółach.
Owszem, jej odpowiedzi dotyczą internetu anglojęzycznego, ale Wydawnictwo Marginesy zrobiło bardzo dobrą robotę:Po pierwsze uzupełniło bibliografię o polskie pozycje – sięgnijcie, zobaczcie.
Po drugie, dodało w przypisach, polskie site’y na których można znaleźć informacje, a które są serwisami analogicznymi do tych, które przywołuje autorka.
7. „Opowieści z mchu i paproci”
Genialne, przerażające, absolutnie fascynujące podsumowanie mitów i legend dotyczących zdrowia – nie tylko waginy i okolic – oraz ich piękne, rzetelne i naukowe rozbrojenie.
Wiedzieliście, że istnieje przesąd, że jeśli w czasie ciąży podnosi się ramiona ponad głowę, to pępowina owinie się dziecku wokół szyi? WTF???
Albo ten, który – motyla noga – przyda mi się lada moment. Uważajcie: Magnesy umieszczone w okolicach pochwy to środek na uderzenia gorąca… Serio? Mam namagnetyzować gacie i to wystarczy? Wow.
A jak to działa, chciałabym wiedzieć? Pole magnetyczne działa konkretnie na co? W jaki sposób?
O, ten też jest dobry: zielona natka pietruszki włożona do pochwy wywołuje miesiączkę. Please, czy możemy nie wkładać takich rzeczy? Ani pietruszki, ani czosnku, niczego. Ta część ciała to nie pstrąg.
Mogłabym tak długo. Ale poprzestanę na trzech ostatnich zdaniach.
„Biblia waginy” dr. Jen Gunter to potrzebna książka. Nawet jeśli i ona obrazi czyjeś uczucia religijne, to zapewniam Was: rozumu nie obraża. Przeczytajcie i zachęćcie innych do czytania.Dziękuję wydawnictwu Marginesy za możliwość recenzji książki
dużo więcej na
www.veryurbanfantasy.