Fiona ma nadzieję, że wyczerpała już limit złych wieści- kilka miesięcy temu przyłapała swojego męża, Brama, na zdradzie. Może gdyby to był jednorazowy wybryk, to potrafiłaby mu to wybaczyć. Ale nie; już wcześniej dochodziło do tego rodzaju "incydentów". Fi zdaje sobie sprawę, iż jej prawie eks małżonek nosi w sobie swoiste cierpienie, nieustannie popychające go ku decyzjom najgorszym z możliwych, lecz w końcu miarka się przebrała. Jedyne, co obecnie łączy kobietę z Bramem, to dwójka synów oraz dom w dzielnicy dla lepiej sytuowanych. To ten budynek - mimo że to tylko kupa cegieł- daje jej poczucie bezpieczeństwa, a także możliwość wpasowania się w tamtejszą społeczność. Jest wszystkim tym, o czym marzyła od dawna- to w nim wychowała dzieci, jego pielęgnowała i przystrajała, to w nim przeżywała małe radości i wielkie dramaty. To JEJ dom.
I choć małżonkowie są o krok od rozwodu (a nawet powolutku zaczynają się spotykać z innymi) to nadal po części dzielą dom- dla dobra dzieci. Ale... do czasu.
Fi nie spodziewa się, że po romantycznym weekendzie z nowym -prawie- partnerem, zastanie pod swoim domem obcych ludzi, którzy zamierzają się do niego wprowadzić. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby wraz z Bramem wystawili go na sprzedaż, ale nigdy nie zamierzali tego robić.
Kim są ci ludzie? I w jakim stopniu w to wszystko zamieszany jest Bram, który od kilku dni nie daje znaku życia?
Nie mogłam się doczekać rozpoczęcia przygody z tą książką- efekt bardzo intrygującego opisu z tyłu tej pozycji. Nawet jej objętość mnie nie przerażała, gdyż każdy wie, że dobra historia winna mieć też właściwe rozwinięcie. Musimy poznać dobrze bohaterów, impuls, który pchnął ich do tego, co uczynili, słowem- im więcej, tym lepiej. Choć czasami czytelnik czuje się już znużony historią i chce ją jak najszybciej skończyć.
Fi wraca do domu po szybciej zakończonym wypadzie za miasto- musi dostarczyć do pracy prezentację, którą zapomniała wcześniej wysłać. Zbliżając się do domu widzi samochód do przeprowadzek, zaparkowany na jej podjeździe, ale mimo złego przeczucia wciąż wierzy, że to jej sąsiedzi wreszcie sprzedali swój dom. A jednak nie- to jej frontowe drzwi stoją otworem, to pod nimi parkuje samochód, to przy JEJ domu kręcą się obcy ludzie. Już nie wierzy, że da się to racjonalnie wyjaśnić...
Mam mieszane uczucia odnośnie tej książki. Duży plus należy się autorce za pomysł, bo nie natrafiłam jeszcze na pozycję, w której byłaby mowa o oszustwie na tak dużą skalę. Początkowo oczywiście spodziewałam się czegoś innego, czegoś zagmatwanego, ale w taki... nadnaturalny sposób (mam zboczenie w tym kierunku, wszędzie doszukuję się historii nie z tej ziemi), ale tym razem sprawa była jak najbardziej ludzka. Moje mieszane uczucia bardziej odnoszą się do bohaterów. Cały czas miałam wrażenie, że dla Fi nie liczy się nic poza domem. Zupełnie, jakby przeniosła wszystkie swoje uczucia na budynek- dopieszczała go, remontowała, ciągle coś zmieniała. Z jednej strony ją rozumiem, bo był tak naprawdę jej- ostoja, przyszłość dla jej dzieci- ale z drugiej strony ta bohaterka wydawała mi się pusta jak wydmuszka. No dobrze, o synów również się martwiła, ale czytelnikowi ze strony na stronę rzucały się w oczy tylko opisy domu, jego cudowności, ekstremalne poczucie straty. Co do Brama, to nawet brak słów- tchórzliwy, wycackany, prawie eks żona tłumaczyła go nieustannie jego trudną przeszłością. Tyle że mężczyzna nie szukał pomocy u psychologa, łatwiej było mu wikłać się w coraz gorsze sytuacje i liczyć na to, że nigdy nie ujrzą światła dziennego.
Jak już wspomniałam, intryga w Na progu zła była bardzo ciekawa, niestety, bohaterowie trochę ostudzili moje ochy i achy. Sunęłam przez tę pozycję baaardzo powolnym krokiem, czekając, aż wreszcie poznam rozwiązanie sprawy. Nie był to jednak tak porywający thriller, jakiego oczekiwałam.
Książkę znajdziecie u wydawnictwa Muza.