Zacznę dość nietypowo, gdyż zamiast na autorze skupię się nieco na oprawie… Skuszona ciepłymi barwami, klimatem tajemniczości, nie mogłam przejść obok tej książki obojętnie. Okładka „Bezimiennej” wywołała we mnie same pozytywne odczucia. Zaczarowana stroną wierzchnią, zaglądam do środka, aby zgłębić resztę , a tu małe zaskoczenie – brak jakichkolwiek danych o osobie, która napisała ów dzieło. Wobec czego i ja o autorze nie mogę wspomnieć nic ponad to, że Hanri Magali to pseudonim. Kto się pod nim ukrywa – pewna pani, a co serwuje czytelnikowi, postaram się pokrótce zaprezentować.
Znaleziono ją na jednej z krakowskich ławek. Była wtedy małym rozwrzeszczanym zawiniątkiem. Trafiła do Domu Dziecka. Zuzanna, bo o niej mowa, doczekała się adopcji dopiero jako nastolatka. Nie grzeszyła urodą, do tego była zakompleksiona i nieśmiała, co z pewnością nie przyciągało potencjalnych rodziców. Aż któregoś dnia pojawiło się pewne zwariowane małżeństwo, które przygarnęło ją pod swój dach. Jak się okazuje to wszystko nie było dziełem przypadku… W domu czekał na dziewczynę tajemniczy kruk, pies i nieco przerażająca sąsiadka, zwana Garbuską. To oni, wraz z antykwariuszem Ignacym, odkryją nadludzkie zdolności Zuzanny i opowiedzą jej o niezwykłym królestwie i jego mieszkańcach…
I czyż to wszystko nie brzmi swojsko? I takie też jest. Gdyby autorka nie wprowadziła elementów paranormalnych w swoją powieść ,można by ją czytać jak ciekawie snującą się historię pewnej nastolatki. A jak to w życiu nastoletniej niewiasty - są i zajęcia w szkole, są i prace domowe, spotkania ze znajomymi, jest i przyjaźń ze starszą sąsiadką, pierwsze zauroczenia, leczenie z kompleksów… Wszystko to jawi się niczym podkład, fundament, który powoli wprowadza czytelnika w całkiem odmienną rzeczywistość. Rzeczywistość w której rośliny mają magiczną moc, w której postacie porozumiewają się bez słów, bądź czytają w cudzych myślach, a na Ziemi przebywają w zmienionej formie –mają nałożony kamuflaż... I tak stopniowo dowiadujemy się kim jest Zuzanna, skąd pochodzi i jakie czeka ją zadanie.
Jak widnieje na końcu powieści – „Bezimienna „ z podtytułem „Witoszynek” to pierwsza część losów rodu „władców natury”. Wprowadzenie w fantastyczny świat Anamiru było dość zgrabne i coś czuję, że dalsze perypetie Zuzanny i roślinnego królestwa będą obfitowały w jeszcze większą ilość nadzwyczajnych zdarzeń. Może być naprawdę ciekawie.
Pokusiłabym się o stwierdzenie, że nie jest to książka tylko dla nastoletnich odbiorców. Wszak ja już nastolatką nie jestem, a odnalazłam się w niej bardzo dobrze. Niemniej jednak grupę docelową tej lektury upatruję pośród młodszych czytelników. Jest ona napisana prostym i zrozumiałym językiem, bez zbędnych opisów. Publikacji tej z pewnością nie zaliczymy do nurtu ‘literatury kwiecistego stylu’. Tutaj główny nacisk kładzie się na to by opowieść szła do przodu, nie zaś na obszerne objaśnienia spowalniające akcję.
Zatem młodzieży lubiąca przygodę – czas na lekturę BEZIMIENNEJ!