Od razu zaznaczę, że z założenia nie lubię paranormali. O ile sama fabuła może wydawać się ciekawa czy intrygująca, o tyle wątki romansowe są nudne, przesłodzone i zwyczajnie żenujące. Ale ja, jak to ja, wychodzę z założenia, że żeby coś krytykować, trzeba to najpierw poznać (tak, w tym celu przeczytałam nawet Zmierzch). Bałam się jednak wskoczyć od razu na głęboką wodę najckliwszych książek z tego gatunku, wobec czego skorzystałam z faktu, że portal nakanapie.pl szukał recenzentów dla „Bezgrzesznej” - pozycji, która zbierała nadzwyczaj pochlebne recenzje i wydawała mi się najmniejszym złem. Ciekawi moich wrażeń?
„Bezgrzeszna” jest trzecim tomem steampunkowego cyklu umiejscowionego w wiktoriańskiej Anglii, o specyficznej nazwie "Protektorat parasola", napisanym przez Gail Carriger. Seria ta jest jej debiutem literackim i prawdę powiedziawszy to widać zarówno w stylu pisarki, jak i kreacji postaci. Na szczęście z każdą następną książką autorka wyrabia sobie pióro oraz dopracowuje większość elementów, dzięki czemu kolejne tomy czyta się coraz przyjemniej.
Muszę jednak przyznać, że przez pierwszą część przebrnęłam z solennym postanowieniem nietykania więcej tego typu książek. Pomysł faktycznie miał potencjał i gdyby zostawić samo "paranormal" wywalając z tego wszelki "romance", to byłby to kawał naprawdę ciekawej lektury. Niestety "romance" musi być... Do tego zachowanie Alexii doprowadzało mnie do szału, a jej podchody z lordem Macconem były nużące i prymitywne. No ale jakoś przeczytałam. Drugi tom był dużo lepszy, gdyż po ślubie skończyły się ich podrygi oraz przynajmniej część idiotyzmów związanych z chęcią pozyskania względów partnera, a co jeszcze lepsze, fabuła była nawet bardziej interesująca niż poprzednio. I wreszcie tom trzeci. O dziwo, moje pragnienie prawie się ziściło i w znacznej mierze usunięto "romance" z treści! Ale może zacznijmy od początku...
Lady Alexia Maccon zaszła w ciążę i to nie z byle kim. Ojcem jest wilkołak, który jak wiadomo nie jest do końca żywy, więc niby jak mógł spłodzić dziecko? W związku z tym zostaje posądzona o zdradę Conalla, wyrzucona przez tegoż z domu, publicznie zniesławiona, pozbawiona urzędu muhjah, a gdy próbuje skorzystać z zaproszenia lorda Akeldamy, okazuje się, że ten zniknął. Bo jeśli coś ma pójść nie tak, to najlepiej na całej linii, prawda? Alexia wyrusza więc w dość niebezpieczną i pełną przygód podróż do Włoch, gdzie ma nadzieję dowiedzieć się od templariuszy, w jaki sposób powstał "dzieciofeler", który rozgościł się już w najlepsze w jej brzuchu i notorycznie uprzykrzał życie. Ciężko również stwierdzić, kto jest w większym niebezpieczeństwie - Alexia, na której życie dybią m.in. mechaniczne biedronki, czy może raczej sklep madame Lefoux, którym podczas nieobecności właścicielki zajmuje się młoda pani Tunstell.
Jednak to wszystko błahostki w porównaniu z tym, co robi lord Maccon. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że pijane* wilkołaki są niesamowicie zabawne i rozbrajające, a ich teksty powodują parsknięcie śmiechem. Kto nie wierzy, niech sam sprawdzi - oto przykładowy tekst pijanego Conalla:
"- Ha! Miejże oko na glebę. Cwana bestia, chwila nieuwagi i skacze człowiekowi do gardła."
Gail Carriger, Bezgrzeszna, str. 26
A to jego dyskusja z profesorem Lyallem:
"- Skąd wziąłeś alkohol? [...] I jak się tu znalazłeś? Pamiętam, że sam kładłem cię wczoraj do łóżka. [...]
- Poszedłem się wybiegać. Potrzebowałem ciszy i spokoju. Chciałem poczuć wiatr w sierści. I ziemię pod łapami. Chciałem, och... - Czknął. - ... Sam nie wiem. Pogadać z jeżem.
- I co, znalazłeś?
- Co? Się schował. Głupi jeż. [...]
- Spokój, czy znalazłeś spokój?"
Gail Carriger, Bezgrzeszna, str. 26-27
O ile w poprzednich częściach żarty były na dość niskim poziomie, o tyle w „Bezgrzesznej” humorystyczne kwestie doskonale poprawiały mi nastrój. Dzięki nim książka w pełni spełnia swoje założenie i zapewnia odpowiednią rozrywkę. A to dobry znak dla tego gatunku.
Kolejną mocną stroną tej serii jest fabuła. Co prawda nie jest aż tak ciekawa, jak ta z drugiej części, jednak nie można się przy niej nudzić. Akcja została rozbita na dwa wątki - podróż Alexii oraz sytuację w Londynie, gdzie profesor Lyall próbuje ratować watahę oraz Anglię, stara się doprowadzić lorda Maccona do porządku i skłonić do uznania dziecka oraz przygotowuje się do pełni - dzięki czemu znacznie zwiększa się dynamika opisywanych wydarzeń.
Niestety - tak jak jedna jaskółki wiosny nie czyni, tak humorystyczna i ciekawa fabuła nie sprawia, że książka staje się arcydziełem. W „Bezgrzesznej” brakuje bowiem naprawdę porządnie wykreowanych postaci. Niby każdy ma charakterystyczne cechy odróżniające go od innych bohaterów, a jednak w pewnych momentach się to zwyczajnie zlewa lub, co gorsza, zmienia. W najgorszym świetle bez cienia skrupułów stawiam Alexię, ponieważ jej niespójnego zachowania bynajmniej nie można usprawiedliwić zmianami hormonalnymi związanymi z ciążą. Dla odmiany najlepiej wypadają wilkołaki z profesorem Lyallem na czele. Po nim można się przynajmniej spodziewać kultury w każdej sytuacji.
I tutaj nachodzi mnie refleksja, że prawdopodobnie sama wykopałam pod sobą dołek wybierając taką pozycję na upewnienie się w swojej decyzji względem paranormali. Wciąż nie znoszę wątków "romance", ale samo "paranormal" było w tym przypadku przyjemną formą relaksu. Trzeba przyznać, że Gail Carriger po prostu miała pomysł na książkę i stworzyła naprawdę intrygujący oraz innowacyjny świat z bardzo dobrze wkomponowaną nutą steampunku. Nie ukrywam również, że z chęcią dowiedziałabym się czegoś więcej na temat bezdusznych, gdyż tak samo jak bohaterów książki ciekawią mnie ich umiejętności i możliwości.
Dlatego też nie pozostaje mi nic innego jak stwierdzić, że mimo wszystko odbieram „Bezgrzeszną” pozytywnie, uśmiałam się podczas czytania, a sama historia ma to "coś". Jeśli ktoś ma ochotę na nieco inne spojrzenie na fantastykę, to jak najbardziej może się skusić, o ile nie przerażają go wątki z cyklu "romance", a i tych w tej części było niewiele. Czy to dobrze, czy źle - pozostawię już Waszej opinii. Ja byłam z tego zadowolona.
* Jeśli coś wam mówi, że wilkołaki nie upijają alkoholem, to macie rację...