Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, że gdyby któreś z Waszego rodzeństwa, rodziców albo innych bliskich było śmiertelnie chore, a życie tej osoby zależałoby od przeszczepu jakiegokolwiek narządu, którego utrata nie zagraża Waszemu życiu – oddalibyście go? Ja tak naprawdę zaczęłam nad tym myśleć dopiero teraz, po przeczytaniu tej książki. I gdyby ktokolwiek z mojej rodziny byłby w potrzebie, nie zastanawiałabym się nawet przez moment.
Anna tego wyboru nie miała. Urodziła się po to, żeby ratować życie swojej siostrze i jakkolwiek wspaniałomyślnie to brzmi, w rzeczywistości takie nie jest. Kate jest od dzieciństwa chora na rzadką odmianę białaczki. Jej tkanki muszą mieć pełną zgodność z tkankami dawcy, aby były możliwości jakiegokolwiek przeszczepu. Kate jest również starszą siostrą Anny. Anny, która została poczęta w sztuczny sposób, aby móc w przyszłości ratować życie swojej siostry. I mimo, że nic jej nie dolega, od urodzenia nie obce są jej szpitale, zabiegi, operacje. Jest idealnym dawcą dla Kate, do tej pory akceptującym istniejący stan rzeczy. Jednak pewnego dnia, mając trzynaście lat, Anna zjawia się w prywatnym gabinecie mecenasa Alexandra i składa pozew, mający na celu w pełni usamowolnić ją w kwestii podejmowania decyzji o własnym ciele i zabiegach medycznych jej dotyczących. Dla jej ukochanej siostry i jedynej przyjaciółki oznacza to jedno – śmierć.
Anna, dojrzewająca nastolatka, zaczyna stawiać sobie pytania, przed jakimi staje każda osoba w jej wieku – kim jest i jaka jest jej przyszłość. Podejmuje decyzję, która pozwoli jej samej decydować o własnym losie, jednocześnie stając przed faktem, że gdy to zrobi, straci siostrę. Decyzję, która doprowadzi do tego, że podzieli rodzinę. I czytelnik sam tutaj tak naprawdę nie wie, po której stronie stanąć. Chociaż ja bez wątpienia postawiłam się po stronie Anny, to jednak jej decyzja jest tak trudna, że nie wiadomo co byśmy zrobili, gdybyśmy rzeczywiście znaleźli się w takiej sytuacji…
Książka jest tak skonstruowana, że brak w niej co prawda podziału na tradycyjne rozdziały, poznajemy jednak po kawałku punkt widzenia każdego, którzy w tej historii uczestniczą: Anny – głównej bohaterki, Sary – jej matki, która za wszelką cenę chce ratować swoją chorą na białaczkę córkę, Briana – ojca Anny, Jesse’ego – starszego brata, ale możemy zobaczyć wszystko również z perspektywy adwokata, który prowadzi sprawę oraz Julii – kuratora sądowego. Każde z nich ma swoje zdanie na ten temat i każde widzi to inaczej, dzięki czemu i my możemy wyrobić swoje własne zdanie z różnych perspektyw. I mimo że każdy bohater z osobna jakoś potrafił swoim myśleniem i postawą zdobyć moją sympatię, to jednak nie udało się to Sarze…
Od tej książki nie można się oderwać. Gdy już zacznie się ją czytać, wciąga do tego stopnia, że chcemy wiedzieć więcej i więcej. Zaskoczyło mnie to, bo ostatnia przeczytana przeze mnie książka pani Picoult nie zrobiła na mnie większego wrażenia. A tej po prostu nie potrafiłam odłożyć na miejsce, a jak już odłożyłam, to i tak za chwilę do niej wracałam. Bohaterowie byli i są mi bliscy do tej pory i nie będę przesadzać, gdy napiszę, że jest to bez wątpienia najlepsza książka Jodi Picoult, jaką do tej pory przeczytałam (chociaż wiele jeszcze przede mną). Przeczytać powinien ją każdy, a potem usiąść i zastanowić się. Bo nie jest to powieść, którą po skończeniu odkłada się z powrotem na półkę i o której się zapomina. Jest to książka, która porusza tak ważny temat, że nie sposób o niej zapomnieć jeszcze przez długi czas.
[
http://mojeczytadla.blogspot.com/2012/05/bez-mojej-zgody.html]