„To po prostu opis przeżyć lekarza, jednego z wielu, dający pewne wyobrażenie o tym, jak naprawdę wygląda ta praca.”
Adam Kay po wielu latach pracy w służbie zdrowia i jeszcze większej ilości rozmaitych przeżyć porzucił zawód lekarza. Dziś jest nagradzanym artystą, autorem scenariuszy telewizyjnych i filmowych. Jego talent komediowy można dostrzec czytając tę książkę.
„Będzie bolało” jest szczerym zapisem wspomnień byłego lekarza. W formie dziennika przedstawia realistyczny zapis stanu publicznej służby zdrowia - niekończące się dyżury, bezsenne noce, pracujące święta i weekendy, absurdalne przepisy. Zwraca szczególną uwagę na przemęczenie lekarzy w skutek przepracowania.
„Pracujecie ponad siły, dając z siebie więcej, niż można by od was racjonalnie oczekiwać, a na dodatek przez cały czas macie wrażenie, że sami nie wiecie co robicie. Niekiedy to tylko złudzenie (…)”
Autorowi niejednokrotnie zdarzało się przepracować kilka dyżurów pod rząd. Adam Kay podkreśla, że wybierając zawód lekarza, ryzykuje się rozpadem życia rodzinnego. Zwyczajnie nie ma na nie czasu. Każdemu z nas wydaje się, ze to od pracownika zależy czy i jak długo po godzinach zostanie w pracy. Udowadnia, że w tym zawodzie nie ma takiej możliwości wyboru. Ilość nadgodzin i czas powrotu do domu prawie wcale nie zależy od samego zainteresowanego.
„(…) lekarze mogą wybrać jedynie czy zignorują potrzeby własne czy potrzeby swoich pacjentów. To pierwsze jest przykre, ale drugie oznacza, że ktoś umrze, więc tak naprawdę nie mamy wyboru.”
Razem z autorem poznajemy ścieżkę zawodową brytyjskiego medyka – od stażysty po starszego rezydenta. W sposób okraszony potężna dawką humoru przedstawia nam sytuacje z życia szpitala w którym aktualnie pracuje. Nie szczędzi jednak szczegółowych i makabrycznych opisów, np. oskalpowanego prącia, czy gąbki nasiąkniętej różnymi wydzielinami umieszczonej w pochwie kobiety trudniącej się najstarszym zawodem świata. Serwuje nam także garść anegdotek o przedmiotach, które zdarzyło mu się wyciągać z ludzkiego ciała. Adam Kay nie unika tez trudnych tematów, w lekki sposób mówi o śmierci, czy ciężkich chorobach. W dzienniku, w swoistym stylu odnosi się też do aktualnych wydarzeń na świecie.
„<<O Chryste – z moich ust wyrywa się stłumiony okrzyk. – Michael Jackson nie żyje!>> Jedna z pielęgniarek wzdycha i podnosi się z krzesła, pytając: <<Które to łóżko?>>.”
Poza życiem szpitalnym, opisuje tę odrobinę życia prywatnego, jaka mu pozostała. Bardzo często podkreśla brak czasu dla partnera czy przyjaciół, konieczność odwoływania spotkań oraz niemożność uczestniczenia w uroczystościach. Zauważa także, że będąc lekarzem, jest nim zawsze, także po pracy. Wielu znajomych prosi o przyjacielską diagnozę lub poradę medyczną w trakcie towarzyskich pogawędek. Stara się też pomóc dawnemu przyjacielowi w walce z depresją.
Adam Kay wybrał drogę ginekologa położnika. Dużą część książki stanowią więc opisy porodów, w większości skomplikowanych, wymagających użycia kleszczy lub vacuum. Bardzo często opisuje cesarskie cięcie. Cieszę się, ze nie czytałam tej pozycji przed porodem. Miałabym dużo większe obawy. Autor zamieścił w niej wiele opisów powikłań mogących wystąpić podczas porodu. Pomimo tego, że są one przedstawione lekkim tonem, to na pewno wzmogłyby we mnie niepokój. Nie omieszkał przedstawić także zabawnych sytuacji okołoporodowych czy dziwnych próśb pacjentów, np. chęć dotknięcia noworodka, jako pierwszy czy poród przy odtwarzaniu odgłosów wielorybów.
„Pacjentka (…) jest w trzydziestym tygodniu pierwszej ciąży. Skarży się, że zauważyła wiele małych, bezbolesnych kropek na języku. Rozpoznanie: kubki smakowe.”
Tragiczne zakończenie, kontrastujące z dowcipną lekturą książki, pokazuje, jak dużą odpowiedzialność bierze na siebie lekarz. Odpowiedzialność która, zwłaszcza w przypadku niepowodzenia, jest bardzo obciążająca dla jego psychiki. Może ona wpłynąć na dalszy styl pracy. Autor na skutek dramatycznego wydarzenia przerwał szkolenie specjalizacyjne, a następnie zrezygnował z kariery medyka.
„Proszę pani, gdybym to ja trafiła do szpitala, wolałabym zostać przyjęta ostatnia, bo to by oznaczało, że wszyscy pozostali są bardziej chorzy.”