'Siedmioletnia Klara Leszczyk mieszka w niewielkim miasteczku, którego mieszkańcy od wielu pokoleń zajmują się rybołóstwem. Dziewczynka marzy o tym, by złowić znaną z legend Rybę Złotą, posiadającą magiczną moc spełniania życzeń. Wkrótce Klara pozna kogoś, kto otworzy przed nią drzwi do zupełnie innego świata i pozwoli uwrażliwić ją na emocjonalną stronę ryb, co dla większości dorosłych jest niewidzialne...'
Ostatnio w moje ręce wpadają naprawdę interesujące książki. Była już opowieść o Amelce Kieł, która spokojnie mogłaby być doskonałym serialem animowanym, a dzisiaj przyszła pora na Klarę i Pana Rybę mogących z powodzeniem zadebiutować na deskach teatralnych. Być może wrażenie sporej sceniczności wywołuje skrótowe potraktowanie opisów otoczenia i czas teraźniejszy używany w narracji, wpływa na to również swoista szybkość akcji, która skupia się w dużej mierze na pojedynczych scenach, opisanych niemalże jak w scenariuszu. Jest to bez dwóch zdań zabieg ciekawy. Podejrzewam, że skoro książka opowiada o siedmiolatce, to została tak skonstruowana, by do dzieci w wieku głównej bohaterki trafiała wprost, bez konieczności nadmiernego zgłębiania tematu i dopytywania rodziców o każdy szczegół. Niemniej jednak w tej opowieści znalazło się kilka potknięć.
Trudno powiedzieć, by bohaterowie tej krótkiej książki byli jakoś szczególnie dobrze opisani, by dało się ich zgłębić i dostrzec w nich coś więcej niż to, co rzuca się od razu w oczy. Klara Leszczyk, czyli główna postać "Pana Ryby", jawi się czytelnikowi jako w gruncie rzeczy dobre dziecko, dość radosne i optymistycznie nastawione do życia. Ma swój cel, który pragnie osiągnąć z uwagi na miłość, jaką darzy zaginionego tatę. Trudno jednak mówić tutaj o jakichkolwiek innych cechach charakteru Klary, nie wspominając już w ogóle o tym, że nijak nie da się opisać tytułowego Pana Ryby - chyba tylko jako oddanego pomocnika. Jest, bez dwóch zdań, ofiarny i być może w jakimś zakresie nieco lękliwy. Niewiele mam do powiedzenia na temat znajomych Klary, którzy stanowią jedynie tło historii - to w końcu rozrabiające młodociane siostry, niezbyt dobrze wychowany chłopak i jego dwaj przyjaciele, z których jeden robi maślane oczy do panny Leszczyk. Jest jeszcze jego babcia, kobieta z całą pewnością dobra i w pełni oddana Klarze oraz Pani Rybakowska, tajemnicza niewidoma staruszka mieszkająca na drugim krańcu miasteczka. Można by jeszcze pokusić się o wspomnienie Pana Kota, niesamowicie enigmatycznej jednostki reprezentującej w pełni koci ród. Obawiam się jednak, że takie nieco powierzchowne potraktowanie postaci, gdzie trudno mówić o czymś wyróżniającym je na tle pozostałych bohaterów, nie wpływa najlepiej na przedstawienie tej historii, nawet jeśli przyjmiemy, że "Pan Ryba" jest baśnią. Czegoś tutaj po prostu brakuje.
'Coraz więcej tych przynęt... Czy naprawdę ludzie łapią się na coś takiego?'
Opowieść o Panu Rybie i Rybie Złotej na pewno ma przesłanie. Skłania przede wszystkim do zastanowienia się, czy aby na pewno słusznie zakładamy, że coś jest dobre, a coś innego jest tylko i wyłącznie złe. W końcu większość spraw tego świata ma dwie strony medalu. Czasem coś kryje się w cieniu, czasem pojawiają się niedopowiedzenia, czasem coś ponoć oczywistego okazuje się być czymś zupełnie innym. To wszystko rzutuje na nasze życie. 'Pan Ryba' to prawdziwa bajka, która powinna nauczyć dzieci patrzeć nieco szerzej na świat, dostrzegać sprawy, które nie wydają się im zbyt ważne, orientować się, że niekiedy w ładnym opakowaniu może kryć się robaczywe jabłko. Przyznaję, że zastosowane w książce zabiegi pozwalają dostrzec te kwestie, ale mimo wszystko czuję swoisty niedosyt, jakby autorka czegoś - ponownie - nie dopowiedziała.
Nie nazwałabym książki Katarzyny Majsner wyjątkową, czy niepowtarzalną. Jest z całą pewnością interesująca, ładnie skrojona i wielce bajkowa, ale w moim odczuciu czegoś jeszcze jej brakuje. Być może jednak skrótowość pewnych spraw jest aż nazbyt znaczna? Albo to część scen powinna zostać wydłużona i nieco bardziej rozbudowana, by czytelnik miał poczucie, że w pełni uczestniczy w przygodach Klary? Muszę przyznać, że momentami odnosiłam wrażenie, że nieco gubię się w tej opowieści. Wszystko tutaj spokojnie da się zakwalifikować do świata baśni i jest to fascynujące przeżycie, ale osobiście odnoszę wrażenie, że autorka nieco za szybko chciała przebrnąć przez tę opowieść i miejscami zgubiła parę słów wyjaśnienia, parę opisów tła, parę elementów łączących całą historię. Na sam koniec pozwolę sobie jeszcze dodać, że opis książki nie wydaje mi się w pełni oddawać tego, co faktycznie można znaleźć w tej opowieści, co stanowi akurat zarzut pod adresem wydawnictwa.
'Teraz, rozglądając się po rzepakowym polu, mogę powiedzieć, że czuję się jak łodyga, która utraciła kwiaty, ale nie uschła.'